dego człowieka z gum, wszystkie nasze studnie i obozowiska. Tylko na el kasr[1] nie był, ponieważ pobożny marabut zabezpieczył go przeciw wszystkim złym duchom.
Była to dla mnie bardzo cenna wiadomość. Anaja działała silniej, aniżeli się kiedykolwiek mogłem spodziewać. Ufając jej, dał się nierozważny khabir unieść do wynurzeń, zbyt niebezpiecznych dla jego władcy.
Starożytni Rzymianie dotarli w głąb Sahary dalej, aniżeli się zwykle przypuszcza, a kiedy wojownicze hordy kalifów pędziły przez cieśninę Suezką, rozlała się po pustyni prawdziwa wędrówka ludów. W starożytności więc i wiekach średnich wzniesiono tu i ówdzie w cichej uah i w samotnem warr niejeden budynek, który potem opuszczony, został zasypany przez piasek, albo rozpadł się w gruzy, które jednak mogą jeszcze służyć za kryjówkę zgrajom rozbójników. Widziałem już kilka takich kasr albo ksur, a w ich pobliżu znajdowały się zawsze studnie.
Jeśli gum posiadała taką kryjówkę, to nie należało jej chyba szukać w Bab-el-Ghud, lecz w Serirze. Można też było przypuścić napewno, że pojmany Renald Latréaumont tylko tam będzie więziony.
— Będę u beja w kasr — rzekłem. — Ile czasu potrzebuje hedżin, by się tam dostać?
— Jeśli staniesz, sidi, na Bab-el-Hadżar, w Bramie kamieni, i pojedziesz w kierunku twojego cienia, kiedy o wschodzie słońca będzie dwa razy dłuższy od lufy twojej strzelby, to przybędziesz nazajutrz wieczorem pod Dżebel[2] Serir, dźwigającą mury naszego kasr.
Chciałem go pytać dalej, lecz obecność jego stała się potrzebną przy karawanie, gdzie Hassan narobił wielkiego nieszczęścia. Wbrew mojemu rozkazowi, aby ludziom nie wyjaśniał, czy we właściwym kierunku jadą, wygadał się i posprzeczał się z szechem-el-dżemali, wskutek czego musiano zawołać khabira.