Strona:Karol May - Przed sądem.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nikt? A przecież wiedzieliście, że jestem chrześcijaninem! Sąd, któremu podlegałbym, musiałby się składać z muzułmanów i chrześcijan. O tem musisz wiedzieć! A ty mi spokojnie oświadczasz, że zebrali się tutaj sami muzułmanie! Wiedziałeś, że nie masz żadnego nade mną prawa, a jednak sobie je rościsz. Rzuciłeś mi wyrazy takie, jak: pies, przeklęty chrześcijanin, przemytnik, morderca, wiedząc dobrze, że nie masz prawa bezcześcić mnie ani jednem słowem! Odniosę się w tej sprawie do umuru adlieh we meshebieh nasreti[1], i opiszę mu, jakiego namiestnika ma w Hilleh! Ale, co więcej, nie jestem poddanym wszechwładcy, lecz obcym, cudzoziemcem. Jako taki podlegam tylko prawodastwu mej ojczyzny, i w tym wypadku powinniście byli zwrócić się do sefaret[2] lub do kanszelarije[3] mego państwa. Ty chciałeś jednak skazać mnie bez wszelkiego po temu prawa; wolałeś nie pytać, kim jestem i skąd pochodzę. Teraz rozumiem

  1. Minister sprawiedliwości i wyznań religijnych.
  2. Ambasada.
  3. Konsulat.
101