Strona:Karol May - Przed sądem.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

przemknęliśmy lekko przez miasto, dopóki nie zostawiliśmy go za sobą. Na dobrze znanej nam drodze do Bagdadu Halef odezwał się:
— Poco ten pośpiech, sihdi? Kto ma takie konie, jak my, nie powinien obawiać się pościgu.
— To prawda, ale chcę, by nabrali przekonania, żeśmy szczęśliwi, iż uszliśmy cało, i że Hilleh mamy już poza sobą. Również powinni sądzić, że ani myślimy tu wrócić.
— Czy chcesz powrócić?
— Naturalnie!
— Kiedy?
— Jeszcze dzisiaj.
Hamdulillah! Domyślam się powodu! Wiem, co zamierzasz.
— Co?
— Zdruzgotałeś rękę Sefirowi; ale tego ci za mało — chcesz zakończyć porachunki z nim. Czy me przypuszczenie jest słuszne?
— Tak.
— A więc powiem ci, żem powziął to samo postanowienie. Podał w wątpli-

115