Strona:Karol May - Przed sądem.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

tyleż darów ciała i ducha, co nam! Niechaj w najgłębszej pokorze i uległości...
— Cicho, Halefie! — przerwałem mu ze śmiechem. — Gdybym ci tak pozwolił perorować, okazałbyś się jeszcze lepszy niż sam Allah. Przypomnij sobie, z jak dostojnym majestatem stoczyliśmy się wczoraj z rumowiska wprost do rąk żołnierzy, a okażesz się sobie samemu w mniej olśniewającem świetle.
— O, sihdi, nie przypominaj mi tego upadku! Czy jestem budowniczym Babilonu? Czy odpowiadam za to, że cegły się rozluźniły. Powiadasz, że mnie lubisz, a jesteś tak względem mnie niesprawiedliwy! Zdarzył ci się wszak ten sam wypadek — czy robię ci z tego wyrzuty? Czy nie jest to dowodem, że mam bardziej pobłażliwe serce, niż ty? Jednakże, nie robię ci przykrości, bo jestem twoim przyjacielem i, jako taki, radzę ci nie gramolić się nigdy tak, jak wczoraj!
— Wątpię jednak, czy uda mi się pójść za twoją radą.
— Dlaczego?
— Bo wracamy do Birs Nimrud,

117