obchodzić z dokumentem, opatrzonym tughrą. To, że mieliśmy być wolni, wywołało sprzeciw gospodarza i Ghasai-Beduina. Gdy więc kol agasi zdjął z nas sznury, pierwszy zawołał z wściekłością:
— Stój! Nie masz prawa zwalniać przemytników i zbrodniarzy, nie mając na to upoważnienia. Jeżeli to zrobisz, zaskarżę cię do mehkeme[1].
Stary żołnierz chciał odpowiedzieć, powstrzymałem go jednak mrugnięciem i zwróciłem się sam do gospodarza:
— Zamilknij, bo jeśli zechcę, to w mehkeme nie o nas wyrokować będą, lecz ty będziesz oskarżonym. Właściwie, nie powinienem wcale z tobą mówić, chcę jednak z mej dobrej woli zrobić ci parę uwag. Przemytnikami nie jesteśmy — to udowodnię. Nie my strzelaliśmy do żołnierzy — to nie ulega wątpliwości, bo jesteśmy bez broni. A więc może tylko chodzić o tych dwóch nieszczęśliwych Beduinów. W tym wypadku oświadczam, że chcieli ukraść nasze konie i tyś był
- ↑ Sąd.