z nimi w zmowie. Gdybyśmy na czas nie przybyli, byliby odjechali i nie ujrzelibyśmy nigdy naszych koni. Że jednak nasze zjawienie się zapobiegło temu, udali, że tylko próbują dosiąść naszych ogierów. Jedynie przez nienależną im grzeczność i przez niechęć do kłótni — pozwoliliśmy im dosiąść...
— Ale nie powiedzieliście im, jakie to niebezpieczne! — przerwał mi gospodarz.
— Upadek z konia jest zawsze niebezpieczny. Zresztą, ostrzegaliśmy ich. Szeik Haddedihów wyraźnie ich uprzedził, że nie bierze na siebie winy, jeśli złamią karki. Otrzymał odpowiedź, że sami potrafią strzec swych karków, które są ich własnością.
— Ale szeik rzucił koniom słowo „Litaht“! wskutek czego jeźdźcy spadli.
— Czy możesz to udowodnić?
— Tak.
— Nie!
— Tak! — powtórzył pewnym tonem. — Mogę przysiąc.
— Że szeik rozkazał to koniom?
Strona:Karol May - Przed sądem.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.
21