a w ostatniej wojnie pokonał nawet narody Brasilii, Sibir memleketi i Prussia[1]. Jest więc obrazą dla mego effendi, gdy się twierdzi, jakoby jego naród płacił daninę, podczas gdy, przeciwnie, otrzymuje daninę od innych. Równie fałszywe jest to, co opowiadasz o pielgrzymkach do Mekki i Medyny. Nie spotkasz tam nigdy mieszkańców Frankistanu, bo nie są żadnymi muzułmanami, lecz chrześcijanami. Wielbłądy mają tam nietylko jeden lub dwa garby, ale trzy i nawet cztery, a daktyle są tak wielkie i ciężkie, jak u was dynie. W ich rzekach żyją ryby, zwane kadyrga balydżylar[2], które nie widzą własnego ogona, bo od niego aż do głowy trzeba jechać galopem pół dnia... Ludy Frankistanu podróżują z miasta do miasta na żelaznych ulicach, w wagonach ciągnionych przez konie, ziejące ogniem, posiadające stalowe członki i karmione płonącym węglem!...
Kol agasi siedział z rozdziawionemi w zdumieniu ustami i patrzał niemo na mó-