Strona:Karol May - Przed sądem.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.

wiącego. Był w stanie, który w wulgarnej mowie określa się słowem „paf“. To samo działo się z jego ludźmi.
— No i co powiesz teraz? — ciągnął Halef. — W twojej dżeografji niema nic o tem, że Frankowie posiadają takie ogniste konie i że są muzułmanami?
— Czy... czy... koń, którego... którego emir ma ze sobą, jest też karmiony węglem? — zapytał oficer, ledwo odzyskując mowę.
— Nie, tego konia możesz się nie obawiać.
— I... I czy doprawdy nie jest wyznawcą proroka, lecz chrześcijaninem?
— Jest chrześcijaninem, a więc bardzo zacnym człowiekiem.
— Wybacz, o szeiku Haddihnów, że wyrażę myśl, która może wydać się zdrożną. Nazywasz go zacnym człowiekiem, ale czy jest to mądre z jego strony, że jako chrześcijanin bada tutejsze okolice?
— Czemuż miałoby to być niemądre.
— Dlatego, że są to osławione okolice, którędy przejeżdżają karawany szy-

38