bez napiwku, bo zjednałem sobie jego przjaźń obietnicą pochlebnego sprawozdania. Zresztą, muszę dodać, że bynajmniej nie łudziłem go tą obietnicą, gdyż doprawdy miałem zamiar przysłużyć mu się przy pierwszej okazji. Przysługą nie byłoby sprawozdanie do seraskiera. Można było o wiele więcej wskórać u jakiegoś bliższego przełożonego, niż u tego wysokiego dostojnika, dla którego jakiś kol agasi, służący w dalekiem Hilleh, byłby, prawdopodobnie, wysoce obojętny. — —
Nasza dalsza rozmowa toczyła się dokoła drobiazgów. Aliści sposób, w jaki się zachowywał, ton jego pytań i odpowiedzi dowodził, że wywarliśmy na nim pożądane wrażenie. Był pełen szacunku i uprzejmości. Okoliczność, że byłem chrześcijaninem, zdawała się nie szkodzić mi w jego oczach — do tej kwestji nie wracał już więcej. — — —
∗ ∗
∗ |