Strona:Karol May - Przed sądem.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.

mój uprzejmy sposób mówienia; dlatego rzekł tonem pełnym uznania:
— Allah obdarzył cię uczoną mowę. Twoje słowa brzmią zupełnie inaczej niż te, które słyszałem przed chwilą z ust twoich oskarżycieli. Jakaż to szkoda, że właśnie morderca i przemytnik posiada tak piękny dar wymowy!
— Pozwól, o jizbaszi, nie rozumiem twoich słów! Bierzesz nas za przemytników?
— Oczywiście! Zbadaliśmy dokładnie miejsce, gdzieśmy was zaskoczyli; potem sprowadziliśmy was tutaj, gdzie nie śmierdzi tak trupem, jak tam. Ile trupów spaliliście — tego nie wiemy, ale widzieliśmy na ziemi rozsypany szafran; to nam wskazuje, że jesteście przemytnikami.
— Żałuję niezmiernie, że wszystkie okoliczności złożyły się na to, ażeby złudzić jasny wzrok tak przenikliwego człowieka, jak ty. Przemytnicy, o których mówisz, nie mają nic wspólnego z nami.
— Nic wspólnego? A więc mylę się również, uważając was za morderców?

9