Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.1.djvu/107

Ta strona została skorygowana.

Błyskawicznie podniósł w górę pistolet i wypalił. Gdybym nie miał oka utkwionego w wylot pistoletu, kula przeszłaby mi była przez głowę, tak jednak pochyliłem głowę szybko w bok, a kula przeleciała nademną. Zanim zdołał wypalić z drugiej lufy, podbiegłem ku niemu i przycisnąłem mu ramiona do ciała.
— Czy mam go zastrzelić, zihdi? — pytał Halef.
— Nie. Zwiążcie go!
Aby ramiona jego można było przełożyć w tył, musiałem go na chwilę uwolnić z moich objęć. Skorzystał z tego, wyrwał się i uciekł. W mgnieniu oka zniknął pomiędzy drzewami, dzielącemi domostwa. Wszyscy obecni pospieszyli za nim, lecz powrócili niebawem, nie dostrzegłszy go już.
Wystrzał zwabił wnet innych.
— Kto strzelił sir? — zapytał Lindsay.
— Wasz kawas.
— Do kogo?
— Do mnie.
— Ah! Okropne! Czemu?
— Z zemsty.
— Rzetelny Arnauta! Trafił?
— Nie.
— Jego zastrzelić, sir; natychmiast.
— Kiedy umknął.
— Well; niech ucieka! Niema szkody!
Miał istotnie słuszność pod tym względem. Arnauta nie trafił mnie, czemuż więc miałem być chciwym krwi? Powrócić nie powróci spewnością, a podstępnego napadu też się nie należało obawiać. Anglik znalazłszy mnie, nie potrzebował już ani jego, ani tłumacza; tego drugiego wynagrodzono i odprawiono z tem, że ma nazajutrz rano opuścić Spandareh i powrócić do Mossul.
Resztę wieczora przepędziliśmy z Kurdami na ożywionej rozmowie, potem nastąpiły urządzone na naszą cześć tańce. Poproszono nas, żebyśmy zeszli na dziedziniec. Tworzył on czworobok, otoczony niskim dachem, pod którym zajęli miejsca wszyscy obecni mężczyźni. Jedni z nich leżeli, drudzy siedzieli w kuczki, inni klęczeli w malowniczych pozach, a około trzydziestu kobiet zebrało się do tańca na środku dziedzińca; utworzyły podwójne koło, w którego środku stanął wodzirej, wy-

95