Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.1.djvu/13

Ta strona została skorygowana.

dziny, a to wystarczy, aby wszystko, co tu zbyteczne, przenieść do doliny Idiz. Ci ludzie wyruszą teraz, a Selek wskaże im drogę.
— Czy wrócą, nim się zaczną święte obrzędy?
— Tak, to pewne.
— Niechaj więc idą.
Niebawem kroczył obok nas długi korowód ludzi, prowadzących ze sobą zwierzęta, lub niosących rozmaite rzeczy. Powoli, jeden za drugim, znikali za grobowcem, a potem pojawiali się znowu ponad nim na skalnej ścieżynie. Siedząc, mogliśmy obserwować całą drogę aż tam, gdzie niknęła w gęstym, wysokim lesie.
Musiałem teraz pójść z Ali Bejem, aby spożyć obiad. Potem przystąpił do mnie Baszybożuk i rzekł:
— Panie, mam ci coś powiedzieć.
— Co takiego?
— Grozi nam wielkie niebezpieczeństwo.
— Ach! Jakie?
— Ja nie wiem, ale ci ludzie djabła patrzyli na mnie od pół godziny oczyma, które były okropne. Wygląda to całkiem tak, jakgdyby nas chcieli zabić.
Widząc turecki mundur buluka emini, mogłem sobie łatwo wyjaśnić zachowanie się względem niego Dżezidów, zagrożonych przez Turków. Mimo to byłem przekonany, że nic mu się nie stanie.
— To źle! — rzekłem. — Jeżeli ciebie zabiją, to kto potem będzie obsługiwał ogon twojego osła?
— Panie, oni zakłują osła wraz ze mną. Czyż nie widziałeś, że pozabijali już większą część przyprowadzonych owiec i bawołów?
— Twój osioł jest pewny, a ty także. Należycie do siebie i nie rozerwą was nigdy.
— Przyrzekasz mi to?
— Przyrzekam.
— Bałem się jednak, kiedy nie było ciebie poprzednio. Odejdziesz znowu?
— Zostanę, ale nakazuję ci nie wychodzić wcale z domu i nie mieszać się między Dżezidów, inaczej nie mógłbym cię ochronić.
Poszedł na pół pocieszony bohater, dany mi przez mutessaryfa dla obrony. Nadeszło jednak ostrzeżenie z innej jeszcze strony. Oto wyszukał mię Halef i rzekł:

3