— Czyż sobie tego życzysz?
— Proszę cię o to. Obiecałem mu, że cię o to poproszę.
— Znasz go? Czyż to twój przyjaciel?
— Nie widziałem go nigdy przedtem i byłem dziś u niego pierwszy raz.
— Więc powiem ci, co to za człowiek. Właściwie najlepiej określę ci jego, jeżeli nic nie powiem ponadto, że saliahn[1] wynosi w Amadijah zaledwie dwadzieścia tysięcy pjastrów, oraz że nie on ma dzierżawę podatków. Odebrano mu ją. Sułtan rzadko kiedy słucha zażaleń, tu jednak wysłuchać ich musiał; były zbyt wołające o pomstę do nieba. Obdzierał on mieszkańców tak strasznie, że pozostawali w górach także przez zimę, nie śmiejąc wrócić do miasta. Dzięki temu zubożał cały ten powiat, a głód jest stałym gościem tych ludzi. Mutesselim potrzebuje pieniędzy i pożycza, a kto mu w tem nie idzie na rękę, tego czeka jego zemsta. Poza tem jest to człowiek tchórzliwy, odważny tylko wobec słabszego. Żołnierze jego cierpią od głodu i zimna, gdyż nie otrzymują odzieży ani jedzenia. Dobre strzelby, jakie mieli, zamienił na liche, aby zysk z tego zabrać dla siebie, a ilekroć nadejdzie proch do dział, mających bronić warowni, mutesselim sprzedaje go nam, aby mieć pieniądze.
Oto była prawdziwie turecka gospodarka! Nie mogłem się wobec tego dziwić strzelaniu, które słyszałem na własne uszy i widziałem na własne oczy.
— Jakże on z twoim bejem? — zapytałem.
— Nie dobrze. Do miasta przychodzi wielu Kurdów, bądźto, aby tu coś zakupić, bądźto, aby sprzedać środki żywności. Dla nich to zaprowadził mutesselim wysoki podatek, czego bej znieść nie może. Przytem pozwala sobie względem nas w wielu wypadkach na akty władzy, jaka mu wcale nie przysługuje. Niedawno temu kupili dwaj Kurdowie w Amadijah trochę prochu i ołowiu, a w bramie zażądano od nich za to podatku. Tego nigdy przedtem nie było; nie mieli z sobą tyle pieniędzy, ile wynosił ten podatek, wyższy od ceny i tak już drogich towarów — więc uwięził ich. Bej zażądał uwolnie-
- ↑ Podatek majątkowy.