— Jak się nazywasz?
— Dohub. Matka moja pochodzi z Kurdów Dohubi.
— Muszę ci powiedzieć, że sam jestem tu obcy i nie wiem, jak wykonać ucieczkę, ale polecano mi twojego beja, a ciebie sam polubiłem. Jutro już zacznę badać, co w tej sprawie począć należy.
Poza tem zapewnieniem tkwiło oczywiście trochę egoizmu. Bardzo łatwo mogliśmy potrzebować pomocy beja z Gumri, a moglibyśmy sobie ją najlepiej zapewnić tem, że zajęliśmy się jego ludźmi.
— Sądzisz więc, żebym poszedł do mutes3elima?
— Tak, idź do niego i szukaj jeszcze ocalenia w układach. Ja postarałem się już obrobić go na tyle, żeby może dobrowolnie wypuścił twoich krewnych.
— Panie, czy uczyniłeś to istotnie?
— Tak.
— Jak się wziąłeś do tego?
— Zaprowadziłoby nas to zbyt daleko, gdybym ci to chciał opowiedzieć. Napiszę ci kilka słów, które ci się może przydadzą, jeżeli pójdziesz za moją radą.
— Jaką radę mi dajesz?
— Nie mów mu o represaljach. Powiedz, że jeżeli dziś jeszcze nie wypuści więźniów, to ty natychmiast udasz się do mutessaryfa z Mossul, aby mu donieść, że Kurdowie Berwari się buntują. Wspomnij przytem mimochodem, że pojedziesz przez kraj Dżezidów i pomówisz z ich wodzem Ali Bejem.
— Powiedziałbym za dużo i ważyłbym się na zbyt wiele.
— Zrób tak mimo to. Radzę ci to i mam ku temu powody. Trzyma więźniów dlatego, że chce od was wymusić pieniądze, których bardzo mu było potrzeba. Ten powód teraz odpada, gdyż daliśmy mu duży prezent w pjastrach.
— Pójdę zatem do niego!
— I to zaraz. Potem powrócisz do mnie, abym ci powiedział, o czem zawiadomić masz twego beja.
Napisałem na kartce następujące słowa w tureckim języku: „Pozwolisz, że polecę sercu twemu prośbę tego Kurda; unikaj gniewu mutessaryfa“. Dołączywszy podpis, oddałem kartkę Dohubowi, który się z nią szybko oddalił.
Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.1.djvu/157
Ta strona została skorygowana.
141