— Jaki?
— Rozstawiłeś forpoczty ku Baadri i ku Kaloni, a nie ku Ain Sifni.
— Tamtędy Turcy nie nadejdą. Ludzie z Ain Sifni zdradziliby nam to zaraz.
— A jeżeli Turcy nie pójdą przez Ain Sifni, lecz przejdą pod Dżeraijah przez Khausser i zechcą dostać się do doliny pomiędzy Ain Sifni a tem miejscem? Zdaje mi się, że obraliby w takim razie ten sam kierunek, w którym poruszają się tamte światła. Patrz, posunęli się znowu nalewo.
— Emirze, przypuszczenie twoje jest może słuszne. Wyślę zaraz straże w tę stronę.
— A ja przyjrzę się zbliska tym gwiazdom. Czy masz człowieka, znającego dobrze okolicę?
— Nikt jej nie zna lepiej od Seleka.
— Jest dobrym jeźdźcem; niech mnie prowadzi!
Zeszliśmy wdół, jak można było najszybciej. Ostatnią część rozmowy prowadziliśmy po cichu tak, że nikt zwłaszcza Baszybożuk, nic z niej nie słyszał. Selek wnet się znalazł; dostał konia i wziął z sobą broń. I Halef musiał pójść razem. Mogłem mu więcej zaufać, niż komukolwiek innemu. W dwadzieścia minut po pierwszem dostrzeżeniu gwiazdy przezemnie pędziliśmy drogą do Ain Sifni. Zatrzymaliśmy się na najbliższej wyżynie. Starałem się rozróżnić przedmioty w ciemności i ujrzałem znowu błysk. Zwróciłem na niego uwagę Seleka.
— Emirze, to nie jest gwiazda, ale też inie pochodnie, gdyż rzucałyby szerszy krąg światła. To są latarnie.
— Muszę więcej przybliżyć się do nich. Znasz dobrze okolicę?
— Poprowadzę cię; znam każdy kamień i każdy kierz. Trzymaj się tylko tuż za mną i ściągnij krótko cugle.
Zwrócił się od wody wprawo i ruszyliśmy przez wertepy. Była to jazda bardzo przykra, ale już w dobry kwadrans mogliśmy rozróżnić kilka świateł. Po następnym kwadransie, w ciągu którego poznikały nam z oczu te światła za leżącem przed nami wzgórzem, dotarliśmy na jego grzbiet i ujrzeliśmy już całkiem wyraźnie, że mamy przed sobą wcale długi korowód. Kto go tworzył, tego stąd nie można było rozpoznać; zauważyliśmy tylko, że zniknął nagle i nie ukazał się już potem.
Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.1.djvu/24
Ta strona została skorygowana.
14