Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.1.djvu/250

Ta strona została skorygowana.

Zastałem chorą, siedzącą prosto; policzki jej były już lekko zaróżowione, a oczy wolne od wszelkich śladów wypadku. Nad jej łóżkiem stała matka i prababka; ta druga w ubraniu podróżnem. Na białej szacie miała czarne okrycie w rodzaju płaszcza, a na głowie czarny szal, spadający na plecy. Dziewczyna podała mi rękę natychmiast.
— O, dziękuję ci, effendi; teraz już pewne, że nie umrę.
— Tak, będzie żyć — rzekła stara. — Byłeś narzędziem Boga i Przenajświętszej Dziewicy, które mi ocaliło życie, droższe od wszystkiego na ziemi. Bogactw ofiarować ci nie mogę, bo jesteś wielkim emirem, który ma wszystko, czego mu trzeba, ale powiedz mi jak ci mam podziękować, effendi?
— Podziękuj Bogu, zamiast mnie, a wówczas dzięki twe pójdą tam, gdzie ich miejsce właściwe, gdyż on to ocalił wnuczkę twoją.
— Uczynię to i modlić się będę za ciebie, panie, a Bóg wysłucha modłów kobiety, nie należącej już do świata. Dokąd zostaniesz w Amadijah?
— Już nie długo.
— A gdzie się udajesz?
— Tego nikt wiedzieć nie może, gdyż bardzo łatwo zajść mogą przyczyny, by o tem zamilczeć. Wam jednak mogę powiedzieć, że pojadę ku wschodowi słońca.

— Udajesz się więc w te same okolice, w które i ja wyjeżdżam. Zwierzę moje czeka już na mnie przed domem. Może już nigdy się nie zobaczymy; przyjm więc błogosławieństwo starej kobiety, która nie może ci dać nic więcej, ale też i nic lepszego! Chcę ci jednak zdradzić jedną tajemnicę; to może przynieść ci korzyść. Na wschodzie przychodzą straszne dni i może być, że któregoś z tych dni dożyjesz. Skoro się znajdziesz w potrzebie i niebezpieczeństwie gdzieś pomiędzy Aszietah a Gunduktą, lub tem miejscem a Tkomą i nikt ci nie zdoła już dopomóc, wówczas powiedz pierwszemu, którego spotkasz, że strzec cię będzie „Ruh ’i kulyan“[1]. Jeżeli cię nie wysłucha, to mów to dalej, dopóki nie znajdziesz kogoś, co cię objaśni.

  1. Po kurdyjsku: Duch jaskini.
232