Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.1.djvu/255

Ta strona została skorygowana.

żeli za godzinę nie wrócę, w takim razie stało mi się coś złego.
— Wówczas poszukam cię! — zawołał Halef.
— Nie dostaniesz się do mnie, gdyż będę może w więzieniu i to jako więzień. Możecie potem wybierać: albo uciekać, albo starać się minie wyswobodzić.
— Nie opuścimy cię! — zapewnił spokojnie Haddedihn.
Tak, jak teraz stał przedemną, z długą, białą aż do pasa sięgającą brodą, przedstawiał obraz człowieka odważnego, lecz rozważnego zarazem.
— Dziękuję ci! Gdyby mnie uwięziono, to stanie się to dopiero po twardej i gorącej walce. Związać się nie dam w każdym razie, a tak potrafię może oznaczyć wam moją celę.
— Jak to uczynisz, zihdi? — zapytał Halef.
— Będę się starał wspiąć aż do otworu i dać wam znak jedną z części mojego ubrania, którą wysunę z okna tak dalęko, żebyście ją mogli zobaczyć. Wówczas zdołacie może przesłać mi przez agę, albo Merzinah, jakąś wiadomość. Długo w każdym razie więzić mnie nie będą. Rozważcie sobie resztę sami, bo mutesselim czeka, a ja muszę jeszcze pójść do Anglika.
Ten siedział także na dywanie i palił fajkę.
— Pięknie, że przychodzicie, sir! — powitał mnie. — Odjeżdżamy!
— Czemu?
— Nieswojo tu.
— Mówcie wyraźniej! Przystąpił do okna i wskazał na dach przeciwległego domu.
— Patrzcie tam! Spojrzałem bystrzej i rozpoznałem postać Amauty, leżącego na brzuchu i obserwującego nasze mieszkanie.
— Wyjdę na nasz dach i poślę temu tam kulę — rzekł spokojnie Lindsay.
— Idę teraz do więzienia, gdzie na mnie czeka mutesselim. Jeżeli za godzinę nie wrócę, to znak, że mi się coś przydarzyło i że siedzę pod kluczem. W tym wypadku wystawię jakąś część mego ubrania przez okno. Możecie to dostrzec jednem z tylnych okien lub z dachu.

237