Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.1.djvu/268

Ta strona została skorygowana.

wiedziałeś także. I na proste opowiadanie, zdolne mnie raczej obronić, chcesz mnie zasądzić. Byłem twoim przyjacielem, dałem ci podarunki, przyprowadziłem ci w ręce makredża, którego ujęcie przynosi ci widoki zaszczytów i awansu, dałem ci lekarstwo, aby duszę twą rozradować i za to wszystko dziękujesz mi w ten sposób, że mię wsadzić chcesz do więzienia. Idź! zawodzę się na tobie. Co zaś jest równie niedobre, to to, że rzucasz swoją nieufność nawet na agę Amantów, którego wierność poznałeś i który walczyłby za ciebie, gdyby nawet utracić miał życie.
Selim Aga podniósł się o kilka cali.
— Tak, to prawda! — zapewniał, uderzając się po szabli i przewracając oczyma. — Moje życie należy do ciebie, panie. Oddam je za ciebie!
To było już zbyt wiele dowodów. Komendant podał mi rękę i prosił:
— Przebacz, emirze, jesteś wytłumaczony i nie każę przeszukiwać twego mieszkania.
— Każesz przeszukać. Sam żądam teraz.
— Stało się zbytecznem.
— Obstaję przy mem żądaniu.
Mutesselim podniósł się i wyszedł.
— Effendi, dziękuję ci, że oczyściłeś mnie z podejrzenia — rzekł aga.
— Usłyszysz zaraz, że uczynię więcej dla ciebie.
Wróciwszy, komendant zrobił minę bardzo strapioną i zaczął:
— Na dworze stoi teraz basz czausz, który ma odejść do Mossul...
— Który zabrał mego Baszybożuka — przerwałem mu — abyś go mógł przesłuchać! Czy usłyszałeś od niego choć słowo, które budziłoby względem mnie podejrzenie?
— Nie, on był pełen pochwał dla ciebie. Ale powiedz mi, co mam napisać do Anadoli Kazi Askeriego o zbiegłym więźniu?
— Napisz prawdę!
— To mi bardzo zaszkodzi, effendi. Jak sądzisz, czy mogę napisać, że umarł?
— To twoja rzecz!
— Czy nie zdradziłbyś mnie?

248