Przy pewnej ostrożności udało mi się między odnogami położyć się wcale swobodnie tak, że mogłem objąć okiem całą scenę.
Zewnątrz lasku stały cztery działa górskie, albo raczej dwa działa i dwie haubice, a na skraju stało przywiązanych około dwudziestu mułów, potrzebnych do transportu dział. Do jednej armaty potrzeba zwykle cztery do pięciu mułów; jeden musi nieść lawetę, jeden lufę, a dwa do czterech niosą jaszczyki.
Artylerzyści porozkładali się wygodnie na ziemi jak dłudzy i gwarzyli z sobą. Oficerowie chcieli pić kawę i palić swoje fajki; w tym celu rozniecono ogień, a nad nim ustawiono na dwóch kamieniach mały kociołek. Jeden z tych dwu bohaterów był kapitanem, drugi porucznikiem. Kapitan miał wcale dobroduszne wejrzenie; wyglądał mi właściwie całkiem na poczciwego, grubego niemieckiego piekarza, który w teatrze amatorskim ma grać dzikiego Turka, i wypożyczył sobie w tym celu za parę marek odpowiedni kostjum. Z porucznikiem było prawie to samo. Zupełnie tak samo musiała wyglądać sześćdziesięcioletnia miłośnica kawy z mlekiem, która wpadła na panieński pomysł ubrania się w szarawary i bluzę turecką, aby tak pójść na redutę.
Leżałem tak blisko, że mogłem wszystko usłyszeć.
— Działa nasze są dobre! — mruknął kapitan.
— Bardzo dobre — zapiszczał porucznik.
— Będziemy strzelać, wszystko wystrzelamy!
— Wszystko! — zabrzmiało echo.
— Weźmiemy łup!
— Wielki łup!
— Będziemy waleczni!
— Bardzo waleczni!
— Zaawansujemy!
— Wysoko, nader wysoko!
— Potem będziemy palić tytoń z Persji.
— Tytoń z Szirasu!
— I pić kawę z Arabji!
— Kawę z Mokki!
— Dżezidzi wszyscy muszą wymrzeć!
— Wszyscy!
— Hultaje!
— Łajdaki!
Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.1.djvu/27
Ta strona została skorygowana.
17
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/8/8b/Karol_May_-_Przez_dziki_Kurdystan_Cz.1.djvu/page27-1024px-Karol_May_-_Przez_dziki_Kurdystan_Cz.1.djvu.jpg)