Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.1.djvu/32

Ta strona została skorygowana.

— Więc mów! — rozkazał kapitan.
— Wypuść nas na wolność! My ci zapłacimy.
— Pieniądze macie?
— Mamy pieniądze.
— A czy wiecie, że te pieniądze już do mnie należą? Wszystko, co macie z sobą, należy do nas.
— Nie znajdziesz ich nigdy. Wracamy z Mekki, a kto taką podróż odbywa, ten potrafi już ukryć swoje pieniądze.
— Ja je znajdę.
— Nie znajdziesz, choćbyś nas zabił nawet i kazał najdokładniej przeszukać. Czciciele djabła mają doskonałe sposoby robienia pieniędzy niewidzialnemi.
— Allah jest wszechwiedzący!
— Lecz ty nie jesteś Allah!
— Nie mogę was puścić wolno.
— Czemu?
— Zdradzilibyście nas.
— Zdradzilibyśmy, a to jak?
— Czyż nie widzicie, że jesteśmy tutaj spowodu wyprawy wojennej?
— Nie zdradzimy cię!
— Ależ chcecie iść do Szejk Adi!
— Nie wolno nam?
— Nie.
— Więc wyślij nas, dokąd ci się podoba.
— Poszlibyście do Baaweiza i zaczekalibyście tam przez dwa dni?
— Dobrze!
— Ile chcecie nam zapłacić za swoją wolność?
— Ile żądasz?
— Po piętnaście tysięcy pjastrów za każdego.
— Panie, jesteśmy biednymi pielgrzymami i nie mamy tyle ze sobą.
— Ile macie?
— Pięćset pjastrów dalibyśmy ci może.
— Pięćset? Hultaju, chcecie nas oszukać!
— Może zbierzemy i sześćset.
— Dacie dwanaście tysięcy pjastrów i ani pary mniej. Przysięgam wam to na Mahometa. Jeżeli nie chcecie, to każę was dopóty ćwiczyć, dopóki nie dacie. Powiedzieliście, że znacie środki zrobienia pieniędzy niewidzial-

22