dolinę i otoczył ją. Ma nad tobą przewagę zarówno co do liczby wojowników, jakoteż pod względem terenu. Jest także w posiadaniu twej artylerji wraz z całą amunicją. Jesteś zgubiony, jeżeli nie podejmiesz przyjaźnie układów z jego posłem.
— Dziękuję ci, Franku! Ułożę się naprzód z nim, a potem i z tobą. Masz budjeruldi wielkorządcy i firman mutessaryfa, a jednak trzymasz z ich wrogami. Jesteś zdrajcą i karę swoją otrzymasz.
Wtem przysunął się doń z koniem adjutant Nazir agassi i szepnął mu kilka słów. Pułkownik wskazał na mnie i zapytał:
— Tenby to był?
— On był. Nie należy do nieprzyjaciół, jest tylko ich gościem i uratował mi życie.
— W takim razie pomówimy o tem jeszcze, a teraz chodźcie do tamtego budynku.
Podjechali ku świątyni słońca, zsiedli z koni i weszli do środka.
Tymczasem parlamentarz zeszedł w dolinę, skacząc w prostej linji z kamienia na kamień, i przeszedł przez strumień. Wszedł także do świątyni. Nie padł ani strzał; panował zupełny spokój. Słychać było tylko odgłos kroków żołnierzy, którzy czuli się zbyt odsłonięci i usuwali się z wyższej części doliny ku jej dołowi.
Upłynęło pół godziny. Parlamentarz wyszedł z wnętrza, lecz nie sam; prowadzono go związanego. Miralaj, który ukazał się przed wejściem, oglądnął się, spostrzegł stos i wskazał nań. Zawołano dziesięciu Arnautów; wzięli go we środek i powlekli ku stosowi. Podczas gdy jedni trzymali go, pochwycili inni swoje strzelby; miano go rozstrzelać.
— Stać! — zawołałem do pułkownika. — Co chcesz uczynić? To wysłannik, a więc osoba nietykalna.
— To buntownik tak, jak ty. Naprzód on, a potem ty. Wiemy już teraz, kto napadł na artylerzystów.
Skinął, huknęły strzały, człowiek padł martwy. Wtem stało się coś, czego się nie spodziewałem! Pomiędzy żołnierzy przecisnął się jakiś człowiek; był to Pir Kamek. Dostał się do stosu i ukląkł obok zmarłego.
— Ah, drugi! — zawołał pułkownik i przystąpił bliżej. — Powstań i odpowiadaj mi.
Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.1.djvu/51
Ta strona została skorygowana.
39