— A kto będzie dowodził w Szejk Adi pod twą nieobecność?
— Może ty chcesz?
— Zgadzam się.
Jak poprostu to brzmiało! Świecki władca Dżezidów oddawał swą władzę władcy duchownemu bez najmniejszego drgnienia małostkowej zazdrości, bez wszelkiej nieufności i namysłu. „Chcesz?“ — spytał jeden. „Zgadzam się“ — odrzekł drugi. Jak musi brzmieć określenie „walki kulturalnej“ w djalekcie tych czcicieli djabła!
Omówiono jeszcze sprawę zaprowiantowania Turków, zamkniętych w Szejk Adi, i dzisiejszej uroczystości. Ja tymczasem włóczyłem się od grupy do grupy, aby tu lub ówdzie zrobić jakieś językowe odkrycie. Wtem zbliżył się ktoś z tyłu do mnie, stękając; usłyszałem głos człowieka łapiącego z trudem oddech:
— Z drogi, zihdi.
Odwróciłem się i, ujrzałem Halefa, który wytężał wszystkie swe siły, aby potoczyć przed siebie potężny głaz.
— Co tu robisz? — spytałem zdumiony.
— To mój przyczynek do pomnika.
— A przyjmą go? Nie jesteś przecież Dżezidem.
— Bardzo chętnie! Pytałem o to.
— To i ja wezmę kamień!
Nieopodal leżał dość spory odłam skały. Odłożyłem broń i wierzchnią odzież i zabrałem się do poruszenia go. Szejkowie przyjęli to z wdzięcznością. Po wyryciu na głazie mego imienia sztyletem, wyciągnięto go na linach w górę i umieszczono wprost ponad słońcem.
Tymczasem Ali Bej osiągnął już był cel swych odwiedzin. Chciał znów wyruszyć i spytał mnie, czy będę mu towarzyszyć, czy też wolę pozostać tutaj.
— W jaki sposób będę mógł najlepiej przypatrzyć się uroczystości? — zapytałem go.
— Jeżeli pójdziesz ze mną — odpowiedział. — Urnę przeniosą dziś wieczorem przy blasku pochodni i latarń z Szejk Adi do doliny Idiz.
— Przypuszczam, że znajduje się już tutaj.
— Nie, stoi w lesie nad zimną wodą i przeniosą ją dopiero do nowej świątyni.
— Pomimo Turków?
Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.1.djvu/83
Ta strona została skorygowana.
71