Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.1.djvu/87

Ta strona została skorygowana.

umieściło się kilku ludzi, którzy mieli urnę podnieść w górę na linach.
W chwili, gdy muły doszły do piramidy, umilkły strzały i zapanowała głęboka cisza. Urnę zdjęto z mułów i przymocowano na sznurach. Jeden z nich przywiązano z dołu do urny, aby kruche naczynie trzymać zdala od twardych kamieni. Mir Szejk Chan skinął i sznury się naprężyły. Urna unosiła się coraz to wyżej i wyżej, aż dosięgła słońca. Kapłani pochwycili ją, wciągnęli do środka i ustawili, a sami potem uczepili się sznurów, aby się spuścić na ziemię.
Teraz dał Chan znak, że chce mówić. Przemowa była krótka. Jego słowa, wypowiadane powoli, wyraźnie i bardzo głośno brzmiały ponad całą doliną, a chociaż rozumiałem z nich bardzo niewiele, czułem się jednak pod wrażeniem tego niezwykłego zdarzenia, głęboko przejętym. Gdy skończył, rozpoczął chór kapłanów pieśń radosną, z której rozumiałem tylko refren poszczególnych części: „Ro dehele — słońce wschodzi“. Z ostatnim tonem podnieśli wszyscy ręce do góry, a w tej chwili huknęła ze wszystkich strzelb salwa, jakiej jeszcze nigdy nie słyszałem.
Na tem skończyła się uroczystość właściwa, a zaczęło się poruszać życie. Niema nic takiego, z czem mógłbym porównać tę noc w dolinie Idiz, tę noc płomieni i pochodni między niebosiężnemi skałami, tę noc pytań i skarg pośród wzgardzonych i poniżanych, tę noc pośród wyznawców kultu, którego rysem zasadniczym zbłąkana, a więc nigdy nieukojona tęsknota za owem światłem, które przyświecało ongiś trzem szejkom. Może to z tego samego kraju, w którym teraz przebywałem, pielgrzymowali oni do Betleem, aby przed żłóbkiem złożyć wyznanie: „Ujrzeliśmy na Wschodzie Jego gwiazdę i oto przyszliśmy, aby Go uczcić“.
Siedziałem z kapłanami długo po północy. Potem pogasły pochodnie i pozapadały się ogniska. Tylko dwa ognie obok pomnika płonęły jeszcze, kiedy owinąwszy się w burnus, ułożyłem się do snu pod drzewem. Tam w górze stała urna ze zwłokami „świętego”. Ten Merdesz-Szejtan był najbardziej wykształconym wśród swych współwyznawców, a jednak nie zdołał znaleźć właściwej drogi do prawdy.

75