Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.1.djvu/96

Ta strona została skorygowana.

bułuk emini wielkorządcy, a ty co? Kawas, pospolity kawas i nic więcej.
— Człowiecze, przekręcę ci twarz na plecy, jeżeli nie zamilkniesz. Co cię mój nos obchodzi; ty nie masz żadnego! Mówisz, że pan twój jest bardzo wielkim effendim, emirem i szejkiem z Zachodu? Należy tylko spojrzeć na ciebie, a już się będzie wiedziało, kim on być może. I ty przychodzisz, aby mię stąd wypędzić.
— A któż jest ten twój pan znowu? Mówisz, że także wielki effemdi z Zachodu? Ja ci to jednak powiadam, że na całym Zachodzie jest tylko jeden jedyny wielki effendi, a tym jest mój pan. Zapamiętaj to sobie!
— Słuchajcie! — ozwał się jakiś trzeci głos bardzo poważnie i ze spokojem — oznajmiliście mi dwóch effendich. Jeden ma list onzula[1] Franków, podpisany przez mutessaryfa. To ma znaczenie. Drugi jednak jest w gielgeda padyszahnin, ma pisma onzula, wielkorządcy, mutessaryfa i prawo do disz-parassi. To znaczy jeszcze więcej. Ten ostatni będzie mieszkał tu u mnie, dla tamtego zaś każę gdzieindziej przygotować nocleg. Jeden otrzyma wszystko za darmo, drugi zaś za wszystko zapłaci.
— Tego nie zniosę! — zabrzmiał głos Arnauty. — Co jednemu, to i drugiemu!
— Słuchaj, jam tu nezanum[2] i władca. Co powiem, to się stanie i nikt obcy nie śmie mi tu dawać żadnych przepisów. Sejledim — skończyłem!
W tej chwili otworzyłem drzwi i wszedłem z Mohammed Eminem.
— Ivari ’l kher! — dobry wieczór! — pozdrowiłem. — Tyś jest panem w Spandareh?
— Jam jest — odrzekł najstarszy wsi.
Wskazałem na buluka emini.
— Ten człowiek, to mój służący. Wysłałem go do ciebie, aby cię prosić o gościnę. Co postanowiłeś?
— Czy jesteś tym, który jest pod opieką wielkorządcy i ma prawo do disz-parassi?
— Ja nim jestem.
— A ten człowiek, to twój towarzysz?
— Towarzysz i przyjaciel.

— Macie dużo ludzi ze sobą?

  1. Konsul.
  2. Naczelnik.
84