Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.2.djvu/136

Ta strona została skorygowana.

Ruszyli powoli z miejsca. Dostaliśmy się nad rzekę i jechaliśmy — oczywiście z wyjątkiem mnie, który musiałem iść pieszo — kawałek w dół, dopóki nie znaleźliśmy brodu, a potem weszliśmy w wodę.
Na drugim brzegu stała gromada zbrojnych ludzi, która ujrzawszy nas, natychmiast się ulotniła. Był to zapewne Nedżir Bej, który oczekiwał tam wyniku podstępu, a następnie oddalił się zadowolony.
Łożysko rzeki zawalone tu było ostro kanciastemi, śliskiemi kamieniami, a woda sięgała mi miejscami aż do piersi. Związany ciasno z koniem, wycierpiałem niemało, zanim dostaliśmy się na brzeg przeciwny. Tam pozostało sześciu jeźdźców, podczas gdy dwaj powlekli mię dalej.
Jechaliśmy w dół rzeki aż do dzikiego, górskiego potoku, wpadającego z lewej strony do Cabu. Ruszyliśmy wzdłuż potoku do góry. Droga była bardzo ciężka, zwłaszcza,że eskorta nie miała dla mnie najmniejszych względów. Nie spotkawszy nikogo, podążyliśmy potem wbok przez usypisko złomów skalnych i gmatwaninę kolczastych zarośli. Zauważyłem, że w ten sposób chciano ominąć wioskę Szord, której ubogie chałupy i gruzy domów ujrzałem niebawem pod nami.
Następnie znowu zboczyliśmy wlewo i dostaliśmy się w głąb dzikiego wąwozu, prowadzącego, jak się zdawało ku dolinie Raoli. Tu pięliśmy się jeszcze jakiś czas, skręciliśmy kilkakrotnie poza skalne załomy i dostaliśmy się do budynku, podobnego do kamiennego sześcianu o pięciu łokciach wysokości; miał on tylko jeden niski otwór, który służył równocześnie jako drzwi i okno.
Zatrzymaliśmy się przed tym sześcianem i zsiedliśmy z koni.
— Madana! — zawołał jeden z moich oprawców. Natychmiast dało się słyszeć z wnętrza domu chrapliwe chrząkanie, a w kilka chwil wyszła z dziury stara kobieta. Madana znaczy tyle, co pietruszka. Jak starucha przyszła do tego korzennego imienia, tego nie wiem. Kiedy jednak stanęła tuż przy mnie, pachniała nietylko pietruszką; wionęła od niej atmosfera, która mogła być kombinacją zapachów czosnku, zgniłych ryb, zdechłych szczurów, mydlin i spalonego śledzia. Gdyby więzy nie trzymały mnie przy koniu, byłbym się cofnął o kilka

130