Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.2.djvu/140

Ta strona została skorygowana.

— Czy można to zrobić, gdy się jest tak skrępowanym?
— Zaczekaj, dopóki znów nie będziesz wolny.
— A czy wrócą mi wolność?
— Jesteśmy Chaldani; nie zabijamy nigdy jeńców. Co zrobiłeś, że cię związano?
— Opowiem ci. Przybyłem do tego kraju przez Mossul i Amadijah, aby...
Przerwała mi skwapliwie:
— Przez Amadijah?
— Tak.
— Kiedy tam byłeś?
— Niedawno.
— Jak długo tam przebywałeś?
— Przez kilka dni.
— Czy widziałeś tam może emira i hekima z Zachodu.
— Widziałem.
— Opisz mi go!
— Uzdrowił dziewczynę, która zjadła truciznę.
— Czy jest tam jeszcze?
— Nie.
— Gdzie znajduje się teraz?
— Czemu pytasz o niego?
— Bo słyszałam, że przybędzie w te okolice.
Mówiła to z pośpiechem, jaki mogło powodować tylko najwyższe zainteresowanie.
— Już jest w tych okolicach — rzekłem.
— Gdzie? Powiedz prędko!
— Tutaj.
— Tu w Szordzie? Mylisz się, nie słyszałam nie o tem.
— Nie tu w Szordzie, lecz w tej chacie.
— W tej chacie? Katera Aissa — na Jezusa, to chyba ty!
— Jam jest ten, o którego pytasz.
— Panie, czy możesz to udowodnić?
— Tak.
— Kogo zastałeś w domu chorej, która zjadła truciznę?
— Zastałem tam Marah Durimeh.
— Czy dała ci talizman?

134