— Halefie, to w wielkiej części tobie zawdzięczam!
— Nie mów tak, zihdi! — odparł. — Czem ja jestem wobec ciebie? Brudny szczur, szkaradny jeż, pies, który się cieszy, gdy uszczęśliwi go twoje spojrzenie!
— Gdzie jest melek?
— W domu.
— A bej?
— W najskrytszej izbie, gdzie siedzi jako zakładnik.
— Chodźmy tam!
Dokoła nas zebrał się wielki tłum ludzi. Odwiązałem raisa od strzemienia i poleciłem mu, żeby wszedł ze mną do domu.
— Nie wprowadzisz mnie do środka! — zgrzytnął.
— Dojan, baczność!
Okrzyk ten wystarczył zupełnie. Poszedłem przodem, trzymając w ręku koniec sznura, a jeniec ruszył za mną bez wahania. Gdy się drzwi za nami zamknęły, zerwał się na dworze burzliwy pomruk; to tłum usiłował sobie wytłumaczyć niezrozumiałe dlań zdarzenie. Wewnątrz wyszedł naprzeciw nas melek, a ujrzawszy mię, wydał głośny okrzyk radości i wyciągnął do mnie oba ramiona.
— Emirze, co widzę! Jesteś już znów z powrotem, zdrów i nietknięty! A tu Nedżir-Bej, pojmany!
— Tak. Chodźcie, a wytłumaczę wam wszystko!
Weszliśmy do największej komnaty, położonej w parterze. Tu położyli się wszyscy na rogożach, pełni oczekiwania, tylko rais musiał stać dalej. Smyczę jego trzymał pies w zębach i warczał groźnie przy każdym ruchu jeńca.
— Jak dostałem się w ręce raisa z Szordu, i jak tam ze mną postępowano, to powiedział wam zapewne Halef — zacząłem.
— Tak — zabrzmiało dokoła.
— Nie potrzeba więc wam tego powtarzać i...
— O, właśnie, emirze! Opowiedz to sam jeszcze raz! — przerwał mi melek.
— Później. Teraz niema na to czasu, czeka nas bardzo ważne zadanie.
— Jak się wydostałeś na wolność i jak pojmałeś raisa?
Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.2.djvu/171
Ta strona została skorygowana.
163