Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.2.djvu/173

Ta strona została skorygowana.

wiedziałem się o twem zniknięciu z największym smutkiem, gdyż byłem przekonany, że cała nadzieja moja polega w tobie.
— I ja z wielką obawą myślałem o tobie, beju — odpowiedziałem mu. — Wiedziałem, iż życzysz sobie widzieć mnie wolnym, a Allah, zawsze dobrotliwy, ocalił mnie z mocy nieprzyjaciela i przywiódł znowu do ciebie.
— Kto był twoim nieprzyjacielem? Ten tu?
Wskazał przytem na Nedżir-Beja.
— Tak — odrzekłem.
— Oby Allah zgubił jego i jego dzieci, i dzieci jego dzieci! Czyż nie byłeś przyjacielem tych ludzi tak samo, jak byłeś moim? Czyż nie przemawiałeś i nie działałeś dla ich dobra? I za to napadli na ciebie i wzięli cię do niewoli! Widzisz więc, czego masz się spodziewać po przyjaźni Nazarahów.
— Wszędzie są ludzie źli i dobrzy, zarówno wśród muzułmanów, jak i chrześcijan, to też przyjaciel nie powinien cierpieć na równi z wrogiem.
— Emirze — odrzekł — miłuję cię. Zmiękczyłeś mi serce, że nosiłem się z myślą zawarcia pokoju z tymi ludźmi, teraz jednak porwali się na ciebie i dlatego niechaj nóż między nami rozstrzyga.
— Zważ, że jesteś ich jeńcem! — wtrąciłem.
— Moi Berwari przyjdą i mnie uwolnią.
— Są już, ale zbyt słabi liczebnie.
— Za nimi stoją tysiące.
— Gdy ci nadejdą, będzie już po tobie. Znaleźliby cię już tylko trupem. Jesteś tu zakładnikiem i atak twoich ludzi przypłaciłbyś życiem.
— Więc umrę. Allah zapisał to w księdze, co ma spotkać wiernego. Nikt nie zmieni swojego kismet[1].
— Zważ, że melek ofiarował mi gościnę! On nie chciał, żeby mi się stało cokolwiek złego. Rais tylko działał przeciwko nam nieprzyjaźnie i bez wiedzy innych.
— Jak wydostałeś się, panie?
— Powie ci to Ruh ’i kulyan.

— Rah ’i Kulyan? — zawołał ździwiony. — Czy był u ciebie?

  1. Przeznaczenie.
165