Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.2.djvu/185

Ta strona została skorygowana.

— W takim razie ty działałeś zbyt pośpiesznie. Czyż nie wiedziałeś, że ten emir poszedł do Lican, aby pośredniczyć w zawarciu pokoju?
— Napadli na niego.
— Ale ty dowiedziałeś się potem, że to nie melek kazał na niego urządzić napad.
— Co otrzymasz od Chaldanich za pokój?
— Nic.
— Nic? O beju, postąpiłeś nierozsądnie! Napadli na ciebie i zabili kilku naszych. Czy niema już w tym kraju zemsty, ani ceny krwi?
Bej spojrzał mu w twarz ze spokojnym uśmiechem, ale ten uśmiech był złowrogi.
— Jesteś rais z Dalaszy? — spytał głosem ogromnie przyjaznym.
— Tak — odrzekł rais zdziwiony.
— A mnie znasz chyba także?
— Czemuż miałbym cię nie znać?
— Więc powiedz mi, kto jestem?
— Bej z Gumri.
— Słusznie! Chciałem tylko zobaczyć, czy się nie omyliłem; sądziłem bowiem, że opuściła cię pamięć. Jak myślisz: co uczyni bej z Gumri człowiekowi, ośmielającemu się wobec tylu dzielnych mężów nazwać go nierozsądnym?
— Panie, czy chcesz za usługi moje odpłacić mi niewdzięcznością?
W tej chwili nabrał głos beja zupełnie innego brzmienia.
— Płazie! — zahuczał. — Czy chcesz tak ze mną postąpić, jak przedtem z tym oto emirem? Usta jego zgromiły cię, a ręka jego skarciła. Czy mam się bać ciebie, którego ten cudzoziemiec nie bał się z konia zrzucić? Zresztą, za jakie usługi mam ci być wdzięcznym? Kto cię ustanowił dowódcą? Czy ja? Powiadam ci, że Ruh ’i kulyan kazał nam zawrzeć pokój, a że głos ducha doradzał łagodność, więc i ja ci przebaczę. Ale nie waż się powtórnie postąpić wbrew temu, co czynię! Dosiądziesz natychmiast konia i pojedziesz do Gumri oznajmić Berwarim, że mogą spokojnie w wioskach swoich pozostać. Jeżeli nie usłuchasz mnie we wszystkiem natychmiast, to jutro będę wraz z tymi wojownikami w Da-

177