Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.2.djvu/186

Ta strona została skorygowana.

laszy, a wtedy dowiedzą się w całej krainie Chal od Behedri do Szuraizi, od Biha do Beszukha, jak syn sławnego Abd-el-Summit-Beja karze kiaję, który ośmiela mu się sprzeciwiać. Ruszaj, niewolniku turecki!
Oczy beja błyskały tak złowrogo, a ręka jego wyciągnęła się z gestem tak nieodpartego rozkazu, że rais, nie mówiąc ani słowa więcej, dosiadł konia i odjechał w milczeniu. Następnie zwrócił się bej do innych:
— Ściągnijcie straże i chodźcie z nami do Lican, w gościnę do naszych przyjaciół!
Kilku odbiegło, a reszta jęła gasić ogniska. Bez słówka opozycji opuściliśmy w dziesięć minut polanę i pojechaliśmy do Lican.
Gdyśmy tam przybyli, przedstawiła się oczom naszym scena bardzo ożywiona. Ustawiono olbrzymie stosy drzewa, aby ogniska pomnożyć i powiększyć. Wielu Chaldanich zajętych było biciem baranów, a dwa wspaniałe woły leżały już na ziemi; miano jeszcze zdjąć z nich skóry, wypatroszyć, pokrajać na kawałki i na ogniu upiec. Oprócz tego zwleczono yjitasze[1] z całej wsi i ustawiono w długim szeregu, a przy nich siedziały kobiety, dziewczęta i mełły ziarno na mąkę, aby z niej potem sporządzić placki.
Powitano się spoczątku cicho i obie gromady jęły się ostrożnie i z pewną nieufnością jeszcze mieszać ze sobą; ale w kwadrans potem połączyli się jedni i drudzy w przyjaznym nastroju; zewsząd zabrzmiały wesołe okrzyki uwielbienia dla ducha jaskini za to, że cierpienie w radość zamienił.
My honoratiores (używam tego słowa naturalnie z ogromną dumą) siedzieliśmy na parterze domu melekowego i rozmawialiśmy przy uczcie o zdarzeniach ostatnich dni. Oczywiście był przy tem i mój dzielny Halef, a moje publiczne uznanie dla jego wierności i odwagi sprawiło mu widocznie wielką satysfakcję. Dzień już nastał, kiedy udałem się z towarzyszami do górnej komnaty, aby choć kilka godzin się przespać.

Zbudziwszy się, usłyszałem na dworze znajomy mi głos raisa z Szordu. Pośpieszyłem na dół, gdzie powitał mię bardzo przyjaźnie. Przyniósł wszystko, co mi zabrano; nie brakowało najmniejszego drobiazgu. Zara-

  1. Kamienie do mielenia zboża.
178