Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.2.djvu/22

Ta strona została skorygowana.

Wahał się tylko chwilę, ale to pozwoliło mi upewnić się w przekonaniu, iż miałem słuszność.
— Jestem z Mii! — powtórzył.
— Co tu robisz tak daleko od ojczyzny?
— Jestem tu jako posłaniec nezanuma z Mii.
— Zdaje mi się, że nie znasz tak dobrze nezanuma z Mii, jak tutejszego. Jesteś synem tego drugiego!
Teraz przestraszył się formalnie, chociaż starał się nie okazać tego po sobie.
— Kto ci powiedział to kłamstwo? — zapytał.
— Nie pozwalam się okłamywać ani tobie, ani innym. Rano już dowiem się, kto jesteś, a skoro się pokaże, żeś mnie okłamał, nie doznasz łaski!
Patrzył z zakłopotaniem przed siebie. Musiałem mu przyjść z pomocą:
— Jak się zachowasz, tak postąpimy też z tobą. Jeżeli będziesz otwarty, przebaczę ci, gdyż jesteś za młody, abyś mógł sobie wszystko naprzód rozważyć. Jeśli jednak trwać będziesz w zawziętości, to niema dla ciebie innego towarzystwa prócz mego psa.
— Chodih, dowiesz się o tem przecież — odpowiedział teraz. — Jestem synem nezanuma.
— Czego szukaliście w tym domu? — badałem.
— Koni!
— Jak chcieliście je zabrać?
— Bylibyśmy was zaryglowali i otworzyli oboje drzwi, a wówczas konie byłyby już nasze.
Zeznanie to nie było dlań bynajmniej zbyt zawstydzającem, gdyż Kurdowie uważają kradzież koni zarówno jak otwarty napad rozbójniczy za czyn rycerski.
— Kto jest ten zabity na górze?
— Właściciel tego domu.
— Bardzo mądrze! Musiał iść naprzód, ponieważ znał najlepiej wszystkie zakamarki. Ale dlaczego ty właśnie za nim szedłeś? Byli przecież inni, silniejsi od ciebie!
— Ogier, na którym ty jeździsz, chodih, miał należeć do mego ojca, a ja miałem się postarać, aby nikt inny nie ujął go za cugle; kto bowiem pierwszy konia chwyci, ten ma już prawo do niego.
— A więc twój ojciec sam nakazał tę kradzież? Twój ojciec, który mi przyrzekł gościnę!

20