— On ci ją przyrzekł, a jednak nie jesteście naszymi gośćmi.
— Czemu nie?
— Mieszkacie sami w tym domu. Gdzie gospodarz, którego gośćmi jesteście? Gdybyście byli żądali, żeby właściciel tego domu tutaj pozostał, bylibyście naszymi gośćmi.
Otrzymałem naukę, mogącą mi się przydać w przyszłości.
— Ależ ojciec twój przyrzekł mi bezpieczeństwo!
— Nie ma potrzeby dotrzymać przyrzeczenia, bo nie jesteście naszymi gośćmi.
— Mój pies zabił gospodarza. Czy to jest powód do krwawej zemsty?
Potwierdził to, a ja egzaminowałem dalej:
— Kto jest mścicielem?
— Zmarły ma tutaj syna.
— Jestem z ciebie zadowolony; możesz iść do domu!
— Chodih — zawołał uradowany — czy na serjo?
— Tak. Powiedziałem ci, że tak się z tobą postąpi, jak się zachowasz. Byłeś otwarty, odzyskujesz więc wolność. Powiedz ojcu, że Frankowie są ludźmi bardzo spokojnymi, nie nastającymi na życie ludzkie, ale potrafią się bronić odpowiednio, jeżeli się ich obrazi lub zaatakuje. Żal mi, że gospodarz zginął, ale on sam ponosi winę, a ja nie będę się bał mściciela jego krwi.
— Mógłbyś mu zapłacić odszkodowanie. Pomówię z nim.
— Nic nie zapłacę. Gdyby człowiek ten nie chciał nas był obrabować, nie stałoby mu się nic złego.
— Ależ panie, zabiją was, gdy dzień nastanie!
— Mimo, że darowałem ci życie i wolność?
— Tak, mimo to! Jesteś dobrym dla mnie i dlatego chcę ciebie ostrzec. Chcą waszych koni, broni i pieniędzy, więc nie pozwolą wam opuścić wsi, dopóki nie oddacie wszystkiego. Oprócz tego zażąda mściciel twojej krwi.
— Nie otrzymają ani naszych pieniędzy, ani broni, a życie moje jest w ręku Boga, nie zaś w ręku Kurda. Widzieliście naszą broń, kiedy strzelałem do drzewa i do gałęzi; poznacie jej działanie jeszcze lepiej, gdy zaczniemy mierzyć do ludzi.
Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.2.djvu/23
Ta strona została skorygowana.
21