Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.2.djvu/36

Ta strona została skorygowana.

— Odwołaj go! — powtórzył mówca poprzedni.
— Powiedz mi wpierw, czy to jest mściciel?
— On jest obowiązany do heif[1].
— Pokażę wam zatem, że się go nie boję. Dojan, geri — nazad!
Pies puścił Kurda, a on podniósł się z ziemi. Jakkolwiek wielkim był ból jego, jeszcze większą była jego wściekłość. Przystąpił tuż do mnie i, potrząsając groźnie zakrwawioną ręką, zawołał:
— Twój pies zabrał siłę mojego ramienia, ale nie myśl, żebym zemstę zostawił komu innemu. Ez heifi choe dezi choe bigerim tera — zemszczę się na tobie własną ręką!
— Gadasz jak bak[2], której rechotania nikt się bać nie może! — odparłem. — Podaj mi rękę, żebym ją zbadał i opatrzył!
— Jesteś lekarzem? Nie chcę od ciebie dermanu[3], choćbym miał umrzeć. Ale ty dostaniesz odemnie tyle dermanu, że ci to wystarczy, to ci przyrzekam!
— Widzę, że porwała cię już ta[4], bo inaczej ratowałbyś rękę twoją.
— Opatrzy mię deka[5] z Gumri. Ona jest większą lekarką niż ty! — rzekł pogardliwie. — Ty i ten taci jesteście psami i musicie zginąć jak psy!
Owinął rękę końcem ubrania i podniósł sztylet. Wzięto nas w środek i cały orszak ruszył z miejsca. Żaden z Kurdów nie miał konia ze sobą; zostawiono je w Gumri. Byłem o nas trochę zaniepokojony, ale nie doznawałem istotnej obawy.
Kurdowie, krocząc obok nas w milczeniu, uważali na to tylko widocznie, byśmy nie umknęli. Mój mały Halef i obaj Arabowie także nie rozmawiali z sobą. Tylko Anglik nie mógł przezwyciężyć swojego gniewu.
— Ładne piwo, sir, któregoście nam nawarzyli! — mruczał — powinniśmy byli wszystkich wystrzelać!
— Toby się nam nie udało, sir. Wyszli na nas zbyt prędko.

— Yes! teraz są dookoła, a my w nich. Broń oddawać! Fatalna sprawa! Straszliwe! Pójdę z wami znowu kiedy do Kurdystanu! Jak osioł po kurdyjsku, master?

  1. Zemsta.
  2. Żaba.
  3. Proch do strzelania oznacza jednak także środek leczniczy, lekarstwo.
  4. Gorączka.
  5. Akuszerka.
34