Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.2.djvu/38

Ta strona została skorygowana.

— Spostrzegłem już, że ją wam odebrano — rzekł i zwrócił się do eskorty ze słowami: — Oddajcie broń!
Ranny Kurd zaprotestował przeciw temu:
— Są więźniami i nie wolno im nosić broni!
— Są wolni, bo są gośćmi beja! — brzmiała odpowiedź.
— Bej sam kazał nam pojmać ich i rozbroić!
— Nie wiedział, że to ci, których oczekuje.
— Zamordowali mi ojca. A patrz na tę rękę: ich pies mi ją pogryzł!
— Załatwisz to z nimi, skoro przestaną być gośćmi beja. Chodź, chodih, i pozwól, żebym cię poprowadził!
Otrzymaliśmy napowrót wszystko, cośmy oddali, poczem odłączyliśmy się od tam tych i podążyliśmy w szybkiem tempie w górę do Gumri.
— No, sir — zapytałem Lindsaya — co myślicie o kerze i dasziku?
— Nic nie rozumiałem z waszej gadaniny!
— Ale broń już macie napowrót!
— Well! A co dalej?
— Będziemy gośćmi beja z Gumri.
— Dam wam satysfakcję, master: ten osioł, to ja!
— Dziękuję, sir, i gratuluję spowodu tego szlachetnego samopoznania!
Zniknęły wszelkie obawy i z lękkiem sercem wjeżdżaliśmy wąską bramą do miasta. Nie mogłem się jednak pozbyć pewnej zgrozy na widok rezydencji Abd el Summit Beja, który do spółki z Beder Chain Bejem i Nur Ullah Bejem mordował tysiącami mieszkańców Tijari. Miejscowość wyglądała bardzo wojowniczo. Wąskie uliczki tak były ożywione uzbrojonymi Kurdami, że większość ich nie mogła należeć do mieszkańców Gumri. Pod tym względem robiła też ta mała forteca Berwarich zupełnie inne wrażenie niż opustoszałe, martwe, Amadijah.
Tu szedł naprzeciw nas Kurd z Serdasztu z długą włócznią trzcinową w ręku. Robił wrażenie biedaka przy Belanich i Szadich, których nie spodziewałem się tu zastać. Kurd Elegan z gór Bohtanu rozmawiał z Omerigamem, przybyłym z okolic Diarbekiru. Potem spotkaliśmy dwu należących do szczepu Amadi-mamainów, pośród których stał Kurd Delmanikan z Ezi. Byli tu

36