wojownicy z plemienia Bulanuh, Hadir-zor, Hazanan-luh, Karacziur i Kartuszi baszi. Można było widzieć nawet ludzi z Kazikanu, Semzatu, Kurduika i z Kendali.
— Skąd biorą się tu w Gumri ci obcy? — zapytałem Dohuba.
— To po większej części mściciele krwi, schodzący się tu dla wzajemnego porozumienia, oraz posłowie z wielu okolic, w których obawiają się teraz powstania chrześcijan.
— Czy macie i tu podobne obawy?
— Tak, emirze. Chrześcijanie w górach Tijari wyją jak psy, uwiązane na łańcuchu. Chcieliby się zerwać, ale ich wycie nic im nie pomoże. Dowiedzieliśmy się, że mają zamiar wpaść do doliny Berwari i zabili już nawet kilku ludzi naszego plemienia, lecz krew ich wnet na nich spadnie. Byłem dzisiaj w Mii, gdzie odbyć się ma jutro polowanie na niedźwiedzie i zastałem całą dolną wieś zupełnie pustą.
— Czy są dwie wsi pod nazwą: Mia?
— Tak, należą do naszego beja. Górną wieś zamieszkują sami prawdziwi muzułmanie, a w dolnej mieszkają tylko chrześcijańscy Nestorah. Ci właśnie nagle zniknęli.
— Czemu?
— Niewiadomo. Ale, chodih, oto mieszkanie beja. Zsiądź z konia razem ze swymi towarzyszami i pozwól, że oznajmię bejowi twoje przybycie.
Zatrzymaliśmy się przed długim, niepoikaźnym domem, który chyba tylko rozmiarami mógł wskazywać, że jest mieszkaniem dowódcy. Na zawołanie Dohuba zbliżyło się kilku Kurdów, którzy wzięli nasze konie i zaprowadzili je do stajni. On sam powrócił już w kilka minut i poprowadził nas do beja. Zastaliśmy go w wielkiej komnacie przyjęć, gdzie wyszedł naprzeciw nas aż do drzwi. Było u niego kilkudziesięciu Kurdów, którzy powstali za naszem pojawieniem się. Był to człowiek około dwudziestu lat wieku, wysoki i barczysty. Szlachetne rysy twarzy wykazywały czysty typ kaukaski. Twarz okalała pełna, czarna broda. Turban jego miał przynajmniej dwa łokcie średnicy, a z szyi zwisały mu na srebrnym łańcuchu rozmaite talizmany i amulety. Bluza i spodnie były haftowane bogato, a za pasem
Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.2.djvu/39
Ta strona została skorygowana.
37