Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.2.djvu/40

Ta strona została skorygowana.

iskrzyły się obok sztyletu dwa srebrem wykładane pistolety i cudowny damasceński szyur[1] bez pochwy. Bej nie robił wrażenia napół dzikiego dowódcy rozbójników i koniokradów. Rysy jego były przy całej swej męskości miękkie i łagodne, a głos brzmiał przyjaźnie i mile, kiedy nas witał:
— Witaj, emirze! Jesteś mi bratem, a towarzysze twoi przyjaciółmi.
Podał rękę nam wszystkim. Na skinienie jego zniesiono wszystkie poduszki, jakie się znajdowały w komnacie, i ułożono nam z nich siedzenia. Usiedliśmy, podczas gdy wszyscy inni stali.
— Słyszałem, że mogę z tobą rozmawiać w języku kurdyjskim.
— Język ten rozumiem bardzo słabo, a moi przyjaciele nie znają go wcale — odrzekłem.
— Więc będę mówił z tobą po turecku lub arabsku.
— Używaj języka, zrozumiałego dla twoich ludzi — powiedziałem z grzeczności.
— O, emirze, jesteście moimi gośćmi i będziemy tak mówić, żeby twoi przyjaciele mogli brać udział w rozmowie. Jakim językiem mówią najchętniej?
— Arabskim. Ale proszę cię, beju, każ wpierw twoim ludziom, żeby sobie usiedli. To nie Turcy ani Persowie, lecz wolni Kurdowie, którzy powstają tylko na powitanie.
— Chondekar[2], widzę, że znasz i szanujesz Kurdów. Pozwolę im usiąść.
Dał im znak, a spojrzenia zamienione wśród nich, kiedy sobie siadali, powiedziały mi, że uznali moją uprzejmość. Miałem tu do czynienia z dowódcą inteligentnym, gdyż człowiek, umiejący obok kilku narzeczy ojczystego języka jeszcze po turecku i arabsku, jest w głębi Kurdystanu rzadkością. Należało się spodziewać, że bej umiał zapewne i po persku, o czem przekonałem się też podczas mojego pobytu u niego, niestety zbyt krótkiego.

Przyniesiono fajki, do których podano nam bardzo smaczną wódkę ryżową, którą Kurdowie bardzo gorliwie popijali.

  1. Pałasz, miecz.
  2. Władca. Wyższy stopień od chodih, panie.
38