Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.2.djvu/57

Ta strona została skorygowana.

Milczenie do niczegoby nie doprowadziło, odrzekłem więc potwierdzająco.
— Ty jesteś bejem z Gumri? — zaczęło się przesłuchanie.
— Nie.
— Nie kłam!
— Mówię prawdę!
— Jesteś bejem!
— Nie jestem nim!
— A kim jesteś?
— Obcym.
— Skąd?
— Z Zachodu.
Zaśmiał się szyderczo.
— Słyszycie? To obcy z Zachodu, który chodzi na polowanie z bejem z Gumri i mówi językiem tego kraju.
— Byłem gościem beja, a że nie mówię dobrze waszym językiem, to musicie sami słyszeć. Wyście Nestorahowie?
— Tak nazywają nas muzułmanie.
— I ja jestem chrześcijaninem.
— Ty? — zaśmiał się znowu. — Jesteś hadżim; miałeś kuran na szyi i nosisz odzież muzułmańską. Chcesz nas oszukać.
— Mówię prawdę!
— Powiedz nam, czy Sidna Marryam jest Matką Boską?
— Jest nią.
— Powiedz nam, czy kapłan może mieć żonę?
— Wielu jest to wzbronione.
— Powiedz mi, czy jest więcej, czy mniej niż trzy sakramenty?
— Jest ich więcej.
Mimo wielkiego niebezpieczeństwa, w jakiem się znajdowałem, ani przez myśl nie przeszło, wypierać się wiary. Skutek tego usłyszałem natychmiast.
— Wiedz zatem, że Sidna Myrryam porodziła tylko człowieka, że kapłan może się żenić i że są tylko trzy sakramenty: komunja, chrzest i kapłaństwo. Jesteś muzułmaninem; a jeśli jesteś chrześcijaninem, to chyba fałszywym i należysz do tych, którzy wysyłają swoich kapłanów, aby Kurdów, Turków i Persów szczuli prze-

55