Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.2.djvu/77

Ta strona została skorygowana.

— To jej imię. Czy znasz ją?
— Była u mnie i mówiła mi o tobie wszystko, czego dowiedziała się od twego służącego, który znajduje się tam pomiędzy jeńcami. Wiedziała o tem, że będziesz może w tej okolicy i prosiła mnie, żebym ci był przyjacielem.
— Skąd wiesz, że to ja właśnie jestem tym człowiekiem?
— Czyż nie opowiadałeś o was wczoraj w Gumri? Mamy tam przyjaciela, który nam o wszystkiem donosi. Dlatego wiedzieliśmy także o dzisiejszem polowaniu i o tem, że i ty masz być na niem. To też gdy leżąc w zasadzce zobaczyłem, że zostałeś w tyle, wysłałem oddział moich ludzi, żeby cię schwytali i odprowadzili, aby ci się w walce nic złego nie stało.
Brzmiało to tak cudacznie, że trudno było uwierzyć. A jednak teraz dopiero mogłem zrozumieć zachowanie się tych ludzi, którzy nas wzięli do niewoli, chociaż poszli za daleko, zabierając nam odzież.
— Cóż chcesz teraz uczynić? — zapytałem meleka.
— Zabiorę cię do Lican, abyś był moim gościem.
— A moi przyjaciele?
— Twój służący i Amad el Ghandur będą wolni.
— Ale bej!
— On jest moim jeńcem. Zgromadzenie nasze osądzi go.
— Zabijecie go?
— Możliwe.
— Więc nie mogę pójść z tobą!
— Czemu nie?
— Jestem gościem beja i jego los jest moim losem. Będę razem z nim walczyć i zwyciężę lub zginę.
— Marah Durimeh powiedziała mi, że jesteś emirem, a więc wojownikiem walecznym. Zważ jednak, że waleczność często prowadzi do zguby, jeżeli się nie łączy z rozwagą. Twój towarzysz nie rozumiał, o czem rozmawialiśmy. Pogadaj z nim i zapytaj, co masz postanowić.
Wezwanie to było mi bardzo po myśli, ponieważ dawało mi sposobność porozumienia się z Anglikiem. Zwróciłem się też do niego:

75