— Zdrajco! — zawołał melek i rzucił się na mnie.
Odtrąciłem go, w kilku skokach dostałem się do mego konia, wskoczyłem nań i pomknąłem.
Zbiegowie wiedzieli, że w górze doliny stała straż przednia, zwrócili się więc wdół naprawo. Przemknąłem obok pierwszego ze ścigających i pędziłem, dopóki nie powstała większa między nami odległość. Wówczas stanąłem, odwróciłem się i przyłożyłem kolbę do twarzy.
— Stać, bo strzelam!
Nie słyszeli; wypaliłem więc po dwakroć i zabiłem dwa pierwsze konie. Reszta jeźdźców stropiła się i stanęła, ale inni ich napierali, więc dałem jeszcze trzy strzały. Wywołane tem wstrzymanie pościgu dało przecież zbiegom sposobność do zniknięcia nam z oczu. Teraz pojawił się melek na swym bułanie, którego złowił tymczasem. Rozejrzał się i wyrwał z za pasa pistolet.
— Zastrzelcie go! — zawołał ze złością i najechał na mnie.
Teraz ja zwróciłem konia i rzuciłem się do ucieczki. Wszystko zależało od szybkości mojego karosza. Położyłem mu dłoń między uszy.
— Rih!...
Wyciągnął się i leciał, jak wyrzucona cięciwą strzała, a długa jego grzywa, niby chorągiew, owiewała mi kolana. W minutę nie mógł mnie melek dosięgnąć z żadnej strzelby na świecie. Gonitwa wyglądała teraz za dnia zupełnie inaczej, niż wówczas w ciemną noc z Doliny Stopni do obozu Haddedihnów. Dobiegłem właśnie do pierwszego załomu doliny, kiedy moi towarzysze znikali za drugim. Wtem przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Uniosłem się w siodle jak najlżej, a ogier sadził tak, że nawet chart w tyle pozostał. W trzy minuty dopędziłem towarzyszy, wytężających konie, co się tylko dało.
— Jedźcie prędzej! — zawołałem. — Prędzej, jeszcze tylko przez krótki czas. Zmylę pościg meleka.
— W jaki sposób? — spytał bej.
— Co wam do tego; nie mam czasu tłumaczyć, ale dziś wieczór spotkamy się w Gumri.
Wstrzymałem konia, podczas gdy oni dalej pędzili cwałem. Wnet zniknęli na nowym zakręcie, a ja wróciłem do poprzedniego i ujrzałem prześladowców dale-
Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.2.djvu/80
Ta strona została skorygowana.
78