Strona:Karol May - Przez dziki Kurdystan Cz.2.djvu/94

Ta strona została skorygowana.

— Czy Chaldani[1] są chrześcijanami czy barbarzyńcami?
— To ciebie nic nie obchodzi! Złóż broń!
Cała jego gromada otoczyła nas wielkiem kołem i słychać było każde słowo, któreśmy wymówili. Przy ostatnim rozkazie sięgnął po moją strzelbę.
Rzuciłem Lindsayowi kilka angielskich, a reszcie kilka arabskich wyrazów i zwróciłem się do meleka w dalszym ciągu.
— Więc uważasz nas odtąd za więźniów?
Gdy to potwierdził, odrzekłem:
— O nieopatrzny! Czy sądzisz istotnie, że się was bać musimy? Kto podniesie rękę na emira z Frankistanu, podnosi ją właściwie przeciwko samemu sobie. Wiedz zatem, że nie ja twoim, lecz ty jesteś moim więźniem.
Przy tych słowach pochwyciłem go lewą ręką za kark i ścisnąłem mu szyję tak mocno, że mu odrazu opadły ramiona, a towarzysze otoczyli mnie równocześnie ze strzelbami, zwróconemi nazewnątrz i gotowemi do strzału. Stało się to tak szybko i niespodzianie, że Nestorjanie wpatrzyli się na nas nieruchomo, nie mogąc słowa przemówić. Skorzystałem z tej pauzy i zawołałem do nich:
— Widzicie tu meleka w moich rękach? Wystarczy słabo pocisnąć, a będzie trupem, wy zaś zginiecie od naszych kul zaczarowanych. Jeśli jednak wrócicie spokojnie do swoich ogni, zostawię go przy życiu i ułożę się z nim po dobremu. Uważajcie! Liczę do trzech. Jeżeli będzie potem choćby jeszcze jeden jedyny na swojem obecnem miejscu, melek będzie zgubiony. Je — du — zeh — raz — dwa — trzy...

Nie wymówiłem jeszcze ostatniego wyrazu, a wszyscy Nestorjamie byli już przy swoich ogniskach. Życie dowódcy miało dla nich wysoką wartość. Gdyby na ich miejscu byli Kurdowie, nie udałby się tak dobrze ten niebezpieczny eksperyment. Ale teraz wypuściłem meleka. Padł na ziemię z bezwładnymi członkami i kurczowo wykrzywioną twarzą. Trwało dobrą chwilę, zanim przyszedł do siebie zupełnie. On wyszedł z domu bez broni, a ja stałem teraz przed nim z rewolwerem, wymierzonym w serce.

  1. Tak nazywają siebie Nestorjanie najchętniej.
90