Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/12

Ta strona została skorygowana.
—   2   —

i zapalono. Dzięki temu wystąpiło wszystko w tajemniczem oświetleniu, jak w bajce.
Członkowie sądu znajdowali się wewnątrz domu. Oznajmiono im o naszem przybyciu. Kawasi ustawili się tak, że zastąpili nam drogę do bramy. Ponieważ ta była zamknięta, należało to zachowanie się kawasów tłómaczyć w dwójnasób niekorzystnie.
Zupełna cisza zapanowała dokoła. Teraz pojawiło się pięciu panów, a kawasi dobyli szabel natychmiast.
— O Allah! — rzekł Halef z przekąsem. — Co się z nami stanie, zihdi! Drżę ze strachu.
— Ja tak samo.
— Czy mam tym głupcom, którzy nas chcą zastraszyć swojemi szablami, dać pokosztować mojego harapa?
— Tylko żadnych głupstw! Już raz dzisiaj postąpiłeś zbyt porywczo i ponosisz winę tego, że się wogóle tu znajdujemy.
Sędziowie zajęli miejsca; kodża basza na stołku, a reszta na ławie. Z tłumu przecisnęła się jakaś kobieta i ustawiła się za plecami zastępcy. Poznałem „groszek“ Nohudę, która pomagała swej piękności rdzą żelaza. Zastępca był więc jej szczęśliwym małżonkiem. Miał nic nie mówiące rysy twarzy.
Tuż obok kodży baszy siedział Mibarek. Położył sobie papier na kolanach, a pomiędzy nim a sąsiadem stał mały garnek. Tkwiące w nim gęsie pióro kazało się domyślać, że to kałamarz.
Kodża basza kiwnął głową i odkrząknął znacząco. Był to znak, że rozprawa się zaczyna. Odezwał się skrzeczącym, donośnym głosem:
— W imię proroka i w imię padyszacha, któremu niech Allah tysiąca lat użyczy! Zwołaliśmy tę kazę, aby wydać sąd o dwu zbrodniach, które zdarzyły się w naszem mieście i w jego pobliżu. Selimie wystąp! Ty jesteś oskarżycielem. Opowiedz, co ciebie spotkało.
Kawas stanął blizko swojego pana i opowiadał. To, co usłyszeliśmy, zakrawało na śmieszność poprostu. Właśnie w toku najgorliwszego spełniania swego urzędowego