Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/167

Ta strona została skorygowana.
—   155   —

To bombardowanie było tak komiczne, że wszyscy wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Usłyszano je na dziedzińcu. To zwabiło gospodarza wraz z jego ludźmi, którzy na widok osobliwego pojedynku zawtórowali nam śmiechem.
Wreszcie przyszła Halefowi myśl pospieszyć przyjacielowi na pomoc.
— Zihdi, wyjm nogę z wody! — zawołał.
Z temi słowy ujął mnie za nogę i podniósł ją. Następnie porwał naczynie i pobiegł z niem ku drzwiom, aby lekarzowi odciąć odwrót. Dokonawszy tego, porwał z ziemi enemę i jął grubasa opryskiwać tak gorliwie i celnie, że w kilka chwil ciekło z niego jak z pudła, zlanego wodą.
— Pięknie, wspaniale, pysznie! — zawołał Omar. — Niechaj teraz skosztuje i reszty gipsu. Pryskaj tylko dzielnie, Halefie!
Pochwycił naczynie i wysypał mąkę gipsową na swą ofiarę, gdy tymczasem Halef starał się o odpowiednie nawodnienie.
Chciałem temu zapobiec, ale nie zdołałem ze śmiechu, bo lekarz wyglądał „przerażająco pięknie“. Nawet najbardziej żółciowy melancholik byłby musiał wziąć udział w tej powszechnej wesołości. Widzowie zanosili się od śmiechu.
Najbardziej śmiał się gospodarz. Był on mały, miał wązkie barki, pokaźny, wystający brzuszek i parę cienkich nóżek, z trudem dźwigających ciało. Jego tępy nosek i szerokie usta z białymi zębami przystawały wybornie do wesołego zachowania. Splótł ręce pod trzęsącym się brzuchem, by go podeprzeć, a łzy stanęły mu w oczach! Piał poprostu z zachwytu i wołał co chwila:
— Hai, wai, tenim, widżudim, karnim, midim, dżijerim, dalakim bebrekim, wai hacmin, zindirmim — oj oj oj, mój brzuch, mój brzuch, moj żołądek, moja wątroba, moja śledziona, moje nerki! O biada, moje trawienie! Patlamarim, patlamarim — ja pęknę, ja trzasnę!
Wyglądał też istotnie tak, jakby skóra jego nie