Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/184

Ta strona została skorygowana.
—   172   —

— A czy dali się wygnać twojem przybyciem?
— Prawda, że nie.
— Nikt nie przechodził koło mego domu, był tylko jeden człowiek, który się u mnie zatrzymał, mianowicie...
— Bokadżi Toma z Ostromdży — wpadłem mu w słowo.
— Wiedział on, że Aladży na niego czekają. Zresztą znajdowali się już poprzedniej nocy w pobliżu i doszło do ich wiadomości, że posiadasz dwa konie. Oni to są właściwymi sprawcami kradzieży.
— Dowiedziałem się teraz o tem od brata.
— Czy Toma tylko na krótko się z nimi zatrzymał?
— O nie! Zlazł z muła, przysiadł się do nich i spędzili razem z godzinę.
— Nie mogłeś słyszeć treści ich rozmowy?
— Z izby nie; ale uważałem ich za złodziei mojego konia i obawiałem się krzywdy z ich strony, ponieważ zabronili mi wydalać się z domu. Dlatego postanowiłem ich podsłuchać. Przypominasz sobie zapewne w mojej izbie drabinę, przytykającą do strychu, gdzie przechowuję słomę, Wylazłem na górę, a stamtąd dostałem się pocichu na poddasze. Nie straciłem ani jednego słowa i dowiedziałem się o wypadkach w Ostromdży. Posłaniec opowiedział to obszernie i oznajmił, że wyruszacie około południa i że we dwie godziny niespełna musicie obok mego domu przejeżdżać. Następnie usłyszałem, że mówili z nim już poprzedniego wieczoru.
— Ach! Teraz pojmuję — odrzekłem — w jaki sposób potrafił Mibarek tak prędko znaleźć Aladżych i przeciwko mnie ich podjudzić.
— Zdaje się, że wynajął ich już przed waszem przybyciem, aby wam coś wypłatać. Przeszkodziłeś mu w tem i dlatego postanowił obecność waszą wyzyskać do zemsty na was.
— A co jeszcze słyszałeś?
— Że Mibarek umknął ze swymi trzema i że wy umrzeć musicie. Wskazał nawet miejsce, na którem miano dokonać napadu na was, a mianowicie nieopodal ostrego zakrętu, który tworzy droga w samym lesie.