Zaklinał Aladżych, żeby was zabili, najpierw z zemsty, a następnie w tym celu, żebyście nie zrobili doniesienia na niego.
— Czy mu to obiecali?
Przysięgli nawet i zbierali się zaraz wyruszyć do Radowicz, ale posłaniec powiedział im, że wy przenocujecie, że więc jest czas do rana. Mieli się zatem wyspać, ażeby przyjść do siebie i nabrać sił, potrzebnych do walki nazajutrz. Przytem zwrócił ich uwagę na to, że mogliby się u mego brata czegoś nowego dowiedzieć, gdyż słyszał przypadkiem w Radowicz, że ten zaprowadził czterech obcych do lokandy babi humajuni.
— Te radę oczywiście przyjęto?
— Tak. Było to naturalnie dla mnie przykre, bo postanowili u mnie przenocować i byłem więźniem we własnym domu. Niedowierzali mi i zakazali wychodzić przed drzwi domu. Aladży nie spali ostatniej nocy i pragnęli spocząć, pozostawiając tamtym obowiązek czuwania.
— A posłaniec Toma?
— Pojechał do domu, ale zamierza już jutro przybyć do Radowicz, by się dowiedzieć, czy Srokacze was doścignęli i zamordowali.
— U kogo chce się o to zapytać?
— Tego nie wiem. Wymówili imię, zbliżywszy głowy do siebie, tak cicho, że go nie zdołałem usłyszeć. Gdy posłaniec odszedł, kupili Aladży od tamtych strzelby i amunicyę, bo połamałeś ich własne i zabrałeś im worki z prochem. Mimo niesłychanej złości ku tobie śmiali się z tego, że im zostawiłeś pieniądze.
— Byłem zbyt uczciwy. Gdyby mi powtórnie wpadli w ręce, nie pozwoliłbym już wyśmiać siebie. Ale poco tamci dwaj porozumiewali się z Aladżymi? Przecież nie pojechali dziś razem z nimi.
Oni powrócili do Menlik, oddawszy swoją sprawę Aladżym. Mieli oni niejakiego Baruda el-el-el... jakżeż on się nazywał?
— Barud el Amazat.
Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/191
Ta strona została skorygowana.
— 179 —