się nie oprze. Będziesz z naszej muzyki nadzwyczaj zadowolony.
Wątpiłem o tem bardzo. Tak zwana gitara, na której jeden z nich grał, składała się z kawałka deski, do której przymocowano szyjkę. Dwie struny na niej poruszałby z łatwością wiatr, gdyby wiał w izbie.
Skrzypce stanowiła szyjka z przymocowanem do niej nabrzmieniem podobnem do wola. Przez mostek biegły trzy struny, któremi ucieszyłby się wiolonczelista. Smyczek był z pręta krzywego, którego końce łączył gruby sznurek. Dużego kawałka smoły używał skrzypek zamiast kalafonii do nadania sznurkowi szorstkości.
Wreszcie puzon! Był to rzeczywisty puzon! Skąd go mógł wziąć ten człowiek? A jak wyglądał! Miał tyle obrzmień, wklęsłości i zagięć, jak gdyby Samson użył go był do rozpędzenia kilku tysięcy Filistynów. Kształt jego zmienił się z biegiem czasu. Uważał za stosowne upodabniać się coraz więcej do nieregularnej linii spiralnej. Gdy wziąłem go z rąk puzonisty, aby spróbować, czy się nie da wyprostować, przekonałem się, że byłby to daremny trud. Instrument był zupełnie zardzewiały.
Szczęśliwy jego właściciel wyczytał widocznie z wyrazu mojej twarzy, że nie całkiem mu ufam, gdyż pośpieszył z zapewnieniem:
— Panie, nie bój się! Puzon spełni swoją powinność.
— Mam nadzieję.
— Ponieważ do arpa suju dodajesz raki, więc zabiję obu Aladżych tym puzonem.
— Ośle! — szepnął doń policyant. — Tego wam jeszcze wiedzieć nie wolno!
— Ach, tak! — rzekł bohater z puzonem. — W takim razie cofam me słowa!
— Ale już padły! — zaśmiałem się. — Więc wy już znacie swoje zadanie?
— Panie, nie dali mi spokoju, dopóki im nie powiedziałem — usprawiedliwiał się stróż bezpieczeństwa —
Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/256
Ta strona została skorygowana.
— 238 —