kiej przerwy. Z kobiecej krtani wydarł się przeraźliwy krzyk. Gdy przybyłem na to miejsce, zastałem „groszek“ Nohudę w zimnem źródle, nad którem znalazłem jaskier. Siedziała do pasa w wodzie i wygłaszała do swego ukochanego męża, członka sądu, przemowę, której treść wymagała bezwarunkowo, by słowa padały w znacznie cichszym tonie. Nie chciała się dać wyciągnąć z obawy przed zaziębieniem, gdyby przemoczona musiała iść w chłodnem wieczornem powietrzu. Dopiero, gdy jej wyjaśniłem, że woda zimniejsza od powietrza, oświadczyła uroczyście:
— Effendi, twojej rady posłucham. Ty rozumiesz to wszystko lepiej od drugich i od mego męża, który mnie wprost wtrącił do tej dziury.
Wydobyłem ją. Szczęściem sięgała woda zaledwie na jedną stopę wgłąb. Nie wiem niestety, czy to w następstwie zaszkodziło co jej rdzą żelazistą odmłodzonej piękności.
Mibarek stał z Oską i Omarem u drzwi swej chaty. Żądał, żeby go wpuścić. Ponieważ jednak zajmował się chemią i biegły był rzekomo w różnych sztukach czarnoksięskich, więc mu nie dowierzałem. Mógł mieć tam jakieś urządzenie na wypadek nagłego uwięzienia.
— Co cię tam ciągnie? — zapytałem.
Milczał; poczciwiec nie chciał już o mnie wiedzieć nic więcej.
— Jeśli się nie odezwiesz, to nie spodziewaj się spełnienia swego życzenia.
Teraz odpowiedział:
— Są tam zwierzęta, które karmić należy, jeżeli z głodu zginąć nie mają.
— Ja sam je jutro nakarmię. Mieszkaniem twojem jest od teraz więzienie. Gotów jestem jednakowoż zadość uczynić twemu życzeniu, jeśli mi odpowiesz na kilka pytań zgodnie z prawdą.
— Pytaj!
— Czy jest kto w odwiedzinach u ciebie?
— Nie.
Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/26
Ta strona została skorygowana.
— 16 —