Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/266

Ta strona została skorygowana.
—   248   —

— To było rzeczywiście przeciwko nam planowane. Siedziałeś doskonale pod strzał. Te łotry to spostrzegły i postanowiły cię zdmuchnąć. Ponieważ zaś Manach pragnął przekonać się, co trwardsze: twoja głowa, czy kula, otrzymał polecenie ciebie zastrzelić. Przedsięwzięli z pewnością próbę zamordowania ciebie; nie wątp o tem.
— Prawdopodobne to w każdym razie.
— A więc dalej! Zeskoczyłem czemprędzej i spadłem na coś wązkiego, a długiego tak, że upadłem. Była to niewątpliwie strzelba, która jeszcze tam leży.
— Wytrącił mu ją pewnie z ręki mój wystrzał. Uderzenie strzelby powaliło go.
— W każdym razie stracił zmysły na chwilę, bo nie byłby został na ziemi do mego przyjścia. Zerwałem się natychmiast i popędziłem za nim. Gdy przebiegał koło bramy, poznałem go i zawołałem na was.
— Ja go także poznałem.
— Gnał jak piorun, lecz ja następowałem mu na pięty. Wtem potknął się i upadł. Byłem tak blizko niego, że nie mogłem się dość rychło zatrzymać i runąłem przez niego. Skorzystał z tego, wstał i dalej uciekał.
— To było głupie. Mógł się rzucić na ciebie.
— Pewnie. Łotry niezręczne!
— A kto wystrzelił?
— Ja. Podnosząc się z ziemi, dobyłem pistoletu i strzeliłem do niego. Ale byłem także głupi, bo strzelałem potem w biegu. Gdybym był stanął i zmierzył spokojnie, byłbym go trafił z pewnością, bo moje pistolety niosą daleko. Już mi się to nigdy nie zdarzy.
Nadszedł Omar z przyborami do opatrunku.
— Tam pod oknem leży strzelba Manacha — rzekł doń Halef. — Przynieś ją tutaj!
— Ale ja także chcę słyszeć twoje opowiadanie.
— Zaczekam.
Gdy Omar wrócił ze strzelbą, pokazało się, że Manach dostał potężny policzek, bo kolba była pęknięta. Na wylocie zostały wyraźne znaki, gdzie uderzyły moje kule.