tylko jeden. Ja trąbię do taktu, a w mojej curnie jest ton najsilniejszy. To też zabieram głos. Nie walczyliśmy, lecz udaliśmy się do chaty, aby zabrać nieżywych. Wody Sletowskiej nie pokryły zwłok żadnych. Jeśli rozkażesz, powiem ci otwarcie, jak się to stało.
— Mów!
— Siedziałem w domu i prostowałem właśnie głęboką wklęsłość, jaka utworzyła się w mojej curnie, gdy powaliłem nią wczoraj na ziemię człowieka, który mnie obraził. W tem przyszedł do mnie policyant, który jest moim szwagrem, ponieważ ożenił się z siostrą mojej żony. Opowiedział mi o tobie, o Aladżych i o tem, czego domagałeś się od kiaji. Wydał on mu tajne zlecenie, żeby poszedł do zarośli i doniósł Aladżym, iż zdołaliście im umknąć i żeby się zabrali, bo wkrótce wyruszy przeciwko nim armia naszych wojowników w celu pojmania ich.
— Myślałem to sobie!
— Policyjny dozorca chciał dla przyjaźni i powinowactwa, żebym wziął udział w rozmowie z Aladżymi i dlatego zażądał, żebym mu towarzyszył.
— Albo raczej bał się i dlatego wziął cię ze sobą.
— Mylisz się. Ani w jego, ani w mem sercu nie postała obawa. Nie lękam się najsilniejszego nieprzyjaciela, bo mam w mej curnie broń potężną, którą już niejednej głowie nabiłem guzów. Wybraliśmy się zatem i poszliśmy do lasu.
— Ale bardzo powoli?
— Tak, bo mieliśmy się naradzić, jakby najlepiej spełnić nasze drażliwe polecenie. Szliśmy więc powoli i wołaliśmy na Aladżych od czasu do czasu, że nie przychodzimy, aby ich zabić.
— Była to istotnie rozumna ostrożność z waszej strony, bo mogli na was uderzyć.
— O nie! Uczyniliśmy to, by ich nie przerazić zanadto, ale odpłacili nam niewdzięcznością za naszą delikatność.
— To znaczy — wtrąciłem — że was porządnie wyśmiali!
Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/272
Ta strona została skorygowana.
— 254 —