To, co usłyszeliśmy teraz, urąga wszelkim opisom. Wystarczy powiedzieć, że odbyły się ochocze tańce. Z początku tańczyli tylko mężczyźni, później pokazało się także kilka kobiet. Taniec polegał bądź to na dzikich nieregularnych podskokach, bądź też na mniej lub więcej pięknem wykręcaniu członków ciała. Jedna tylko para popisała się znośną grą mimiczną z towarzyszeniem gitary i skrzypiec.
Między poszczególnymi tańcami dali się słyszeć śpiewacy, częścią pojedyńczo, częścią zaś w chórze. Pieśni solowe miały piętno rzewności, była w tem przynajmniej melodya i ślady harmonii w akompaniamencie. Chórowe pieśni natomiast, wyłącznie prawie pieśni wojenne, śpiewano, albo raczej ryczano unisono i przerywano takimi wrzaskami, iż zachodziła obawa, że nam bębenki popękają. Odpowiadał temu godnie akompaniament. Puzon, bęben i piszczałka grały w nim rolę główną.
Późno już, na krótko przed północą, zajechał na podwórze jeździec, który chciał tu przenocować. Był to człowiek mały i zsiadł ze starego kościstego człapaka, bardzo wycieńczonego i źle utrzymanego.
Pomówił kilka słów z gospodarzem, a ten oznajmił mi, że jutro mogę dostać bardzo przydatnego towarzysza podróży.
Przyszedł mi zaraz na myśl człowiek, wspomniany przez Aladżych w rozmowie, który miał mnie oddać w ich ręce. Nazywali go Suef. Imię czysto arabskie.
On to miał podjąć się pośrednictwa w razie nieudania się dzisiejszego napadu. Do zamierzonego napadu wcale nie przyszło; należało się więc spodziewać napewno, że Suef rozpocznie swoją działalność.
Mogło być, że ten Suef już tego wieczora starał się do nas zbliżyć, a w takim razie mógł nim być właśnie przybyły. Trzeba było postępować ostrożnie i dowiedzieć się o wszystkiem.
— Dlaczego mówisz o towarzyszu? — spytałem gospodarza. — Jest zbyteczny.
— A może przecież! Czy znacie drogi?
Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/279
Ta strona została skorygowana.
— 261 —