to zaniepokojenie, którego jednak mógł doznać zarówno ze swego, jak z mojego powodu.
— Ja wiem o tem — ciągnąłem dalej. — Postanowiono wczoraj, żeby ten Suef spróbował wkraść się w nasze zaufanie i zawieść nas w pułapkę.
— Panie, ty wyglądasz na wszechwiedzącego!
— Jestem tylko uważny i nic poza tem.
— Skąd ty wiesz o tem?
— O tem zamilczę. Przywykłem wszystko obserwować i wyciągać wnioski z tego. O tym zwyczaju moim pouczą cię te gałązki.
— A czy ten Suef przybył istotnie?
— Nie. Miał się do nas wprosić na przewodnika. Szczęściem spotkaliśmy pierwej ciebie, a ten Suef zobaczył, że już zbliżyć się do nas nie może.
— Ale jaki to ma związek z gałązkami?
— Miridit chce wskazać Suefowi, jak ma jechać.
— W takim razie Miridit nie wie chyba, że ten Suef nie towarzyszy nam.
— Oczywiście, że nie. Szpieg i zdrajca chciał się pewnie po drodze do nas przyłączyć. Ale ze swej kryjówki zobaczył ciebie i poznał, że nam przewodnika nie potrzeba. Pewnie jednak skrada się gdzieś za nami.
Na to rozjaśniło się oblicze krawca, Obawiał się już istotnie, że poznano jego rolę, ale uspokoił się, ponieważ ja sądziłem, że Suef jest za nami. Musiałem go zostawić w tem mniemaniu.
— Ja jednak myślę, że jesteś w błędzie — zaczął na nowo. — Podejrzenie twoje fałszywe.
— Jak to?
— Na co miałby Miridit łamać gałązki? Ten zdrajca Suef poznałby przecież ślady. Skoro ślad jest tak dokładny, to zbyteczne są znaki osobne!
— O przeciwnie! Nie zna się jeszcze dobrze okolicy, przez którą się przechodzi. Grunt może być twardy i nie przyjmować śladów; na to są inne znaki.
— Ale tu przecież miękki. Jeśli łamanie ma istotnie ten cel, który przedstawiasz, to należałoby go tu zaniechać.
Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/302
Ta strona została skorygowana.
— 284 —